Jako całkowicie słuszną, choć spóźnioną, zmianę szkoleniowca w Podbeskidziu ocenia były sternik bielskiego klubu Jerzy Wolas, który jednocześnie nie ma przekonania, że powrót Dariusza Kubickiego to właściwe rozwiązanie w obecnej sytuacji.

T-MOBILE EKSTRAKLASA MECZ POMIEDZY PODBESKIDZIEM BIELSKO BIALA A Zwolnienie Leszka Ojrzyńskiego, gdy „Górale” nie uzyskali awansu do grupy mistrzowskiej T-Mobile Ekstraklasy, odbiło się szerokim echem. Nie brakuje głosów krytycznych pod adresem trenera, ale i stających w obronie byłego już szkoleniowca bielszczan. Jerzy Wolas, były prezes Podbeskidzia, w obszernym wywiadzie udzielonym nam w styczniu tego roku, już wówczas zwracał uwagę, iż polityka personalna prowadzona przez Ojrzyńskiego kieruje klub w złą stronę. Czy zatem decyzja o zwolnieniu szkoleniowca przed decydującymi meczami w tym sezonie jest słuszna? – Zdecydowanie tak, choć moim zdaniem spóźniona. Są głosy mówiące, że warto było zostawić Ojrzyńskiego do końca sezonu. Tak rzeczywiście można było postąpić, ale pod warunkiem, że chcemy grać w I lidze – stanowczo odpowiada Wolas. – Przecież my w ostatnich meczach nic nie graliśmy, traciliśmy ciągle punkty, a zespół zupełnie się „rozjechał” – dodaje były prezes „Górali”.

Pod Klimczokiem, w odniesieniu do pracy trenera Ojrzyńskiego, najczęściej krytykuje się kwestie personalnych decyzji. – Lenartowski i Korzym to porażka samego Ojrzyńskiego, ale i klubu. Pachnie mi tu kolesiostwem, a nie rzeczywistymi umiejętnościami piłkarskimi – stwierdza Wolas. – Najgorsze, że nie rokowało to na przyszłość. Zaawansowanie wiekowe naszego zespołu jest ogromne, a odmłodzenia drużyny, o którym tak szumnie mówiło się, jak nie było, tak nie ma – tłumaczy nam były sternik Podbeskidzia.

Drużynę przejął w ostatnich dniach Dariusz Kubicki, który w Bielsku-Białej już pracował, ale po trzech miesiącach wyjechał do Rosji. – Uważam, że to zła decyzja. Facet nas zostawił po kilku meczach i uciekł do Rosji za kasą. I co – przychodzi teraz na siedem meczów? Mam tylko nadzieję, że zostawi nas w ekstraklasie. Po Ojrzyńskim zostały zgliszcza, oby teraz nie było podobnie. Wszyscy życzymy Podbeskidziu jak najlepiej, bo dużo swojego zaangażowania poświęciliśmy, by być wśród najlepszych zespołów w Polsce. Martwi mnie, że z nogami w tym momencie nic zrobić się już nie da. Trzeba dotrzeć do głów piłkarzy, a nie mam przekonania, że ten trener akurat zadaniu podoła  komentuje nasz rozmówca.

Włodarze Podbeskidzia, z prezesem Wojciechem Boreckim na czele, rozmawiali z kilkoma kandydatami na objęcie schedy po Ojrzyńskim. W większości przypadków w grę wchodziła jednak praca od nowego sezonu. Skoro prezes nie miał przygotowanej opcji awaryjnej po zwolnieniu Ojrzyńskiego, to najrozsądniej byłoby, aby na siedem kolejek sam został trenerem. Do południa byłby trenerem, a później wypełniał obowiązki prezesa. Klub zaoszczędziłby trochę pieniędzy, bo teraz nie dość, że trzeba zapłacić Ojrzyńskiemu i odchodzącym asystentom, to jeszcze nowemu trenerowi za dwa miesiące i pewnie Olimpii Grudziądz za rozwiązanie kontraktu Kubickiego. A tak mieliśmy serial pod tytułem "halo-taxi" za trenerem na siedem kursów i wydzwanianie, jak do straży pożarnej, gdy się pali. Wniosek jest prosty, aby poprawić sytuację w Podbeskidziu nie wystarczy wymalować budę, ale trzeba zmienić psa  grzmi Jerzy Wolas.