Szybko, bo w 9. minucie gospodarze stracili bramkę. Krzysztof Napora przeprowadził oskrzydlającą akcję, a całość spuentował Marcin Przybylski. I można byłoby użyć wyświechtanego powiedzenia, że prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym jak zaczynają, tylko jak kończą. Wszak miało ono zastosowanie w poprzednich meczach Rekordu, jak np. z LKS-em Goczałkowice Zdrój czy Wartą Gorzów Wielkopolski. Jednak tym razem biało-zieloni nie odwrócili losów meczu... 

 

A czy były ku temu okazje? Bliski szczęścia w 27. minucie był Filip Waluś. Młody zawodnik otrzymawszy dogranie od Daniela Świderskiego nie zachował wystarczająco zimnej krwi w sytuacji sam na sam. Następnie 2-krotnie zatrzymany przez fenomenalnie spisującego się golkipera przyjezdnych został Michał Biskup, którego uderzenia głową były świetne, ale interwencje Jana Szpaderskiego jeszcze lepsze. 

 

Po zmianie stron z "rekordzistów" jakby uszło powietrze... Owszem, to oni byli częściej w posiadaniu piłki, ale nie przełożyło się to nie tylko na rezultat, ale i na liczbę sytuacji strzeleckich, których było w drugiej połowie, jak na lekarstwo. Spora w tym zasługa defensywy MKS-u, która w tym spotkaniu wzniosła się na wyżyny swoich możliwości, niespodziewanie zatrzymując wiosenny marsz podopiecznych Dariusza Mrózka