Już w 10. minucie spotkania zdecydowanie bliżej zrealizowania swoich celów była drużyna przyjezdna, która prowadziła po trafieniach Roberta Janulka Jakuba Puzonia. - Bramki padły po bliźniaczych akcjach. Odebraliśmy piłkę przeciwnikowi w środkowej strefie, przenieśliśmy ciężar gry w boczną strefę boiska, a stamtąd dośrodkowywaliśmy i tak zdobywaliśmy bramki - zaznacza Szymon Stawowy, trener Wisły Strumień, która była na najlepszej drodze do odniesienia zwycięstwa kończąc premierową odsłonę wynikiem 3:0, wszak do siatki wcelował również Artur Miły.

W trochę odmiennym tonie wypowiedział się szkoleniowiec gospodarzy Łukasz Strach. - Może i wynik pierwszej odsłony tego nie odzwierciedla, ale stworzyliśmy sobie multum sytuacji. Każdy z moich zawodników grających w pomocy i w ataku oprócz Daniela Szwarca miał swoją sytuację w polu karnym gości. Nie chcę się tłumaczyć, ubolewam tylko nad naszą skutecznością.
 


W drugiej połowie „dwupaka” skompletował Miły, którego trafienie z 63. minuty było prawdziwą ozdobą spotkania. Zawodnik Wisły przejął piłkę po prawej stronie boiska i uderzył w kierunku dalszego słupka z 25. metrów. Po drodze futbolówka odbiła się jeszcze od słupka obok interweniującego Marcina Nawrockiego. Wisła wykorzystała jeszcze rzuty karne podyktowane za faule na Janulku. W 67. minucie egzekucji dokonał Marcin Urbańczyk, a rezultat meczu w 73. minucie ustalił na jakże okazałe 6:0 Bartosz Wojtków.

- Pojechaliśmy do Pogórza z założeniem, by wygrać kolejne spotkanie. Wiedzieliśmy, że trafiamy na przeciwnika, który będzie chciał się za wszelką cenę przełamać. Idealnie zrealizowaliśmy założenia taktyczne nakreślone przed meczem. Wymagało tego specyficzne boisko i nastawienie rywala. W końcu uśmiechnęło się też do nas szczęście, które nie sprzyjało nam w konfrontacji ze Smrekiem Ślemień - podsumowuje zadowolony trener Stawowy.