– Zmierzyliśmy się z drużyną kompletną, bardzo mocną, która doskonale wie, jak korzystać z atutu własnego boiska – mówi na wstępie Bartosz Woźniak, trener Górala. Dodaje, że jego zespół nie zdołał przeciwstawić się tyskiej „dwójce” GKS-u. – Dominacja przeciwnika od samego początku meczu nie podlegała dyskusji. Każdy nasz błąd, każde złe ustawienie było wykorzystywane – zaznacza nasz rozmówca.

Co konieczne odnotowania, rezerwy GKS-u prowadzenie objęły już w 4. minucie. To ustawiło przebieg starcia. Po emocjach było, gdy sędzia oznajmił przerwę. Bilans zysków po stronie tyszan wynosił aż 5 bramek przy jednoczesnym „pustym przebiegu” bezradnego Górala.
 



Rywalizacja po pauzie toczyła się z punktu widzenia przyjezdnych wyłącznie o honor. Korekty wyniku żywczanie jednak dokonać nie potrafili, choć okazje ku temu były. W sytuacji sam na sam o gola nie pokusił się Kacper Marian, także sytuacje Grzegorza Szymońskiego oraz Tomasza Janika niczego konkretnego nie wniosły. A gospodarze? W 51. minucie podwyższyli stan konfrontacji na 6:0, by w końcowym kwadransie jeszcze po dwakroć zmusić Rafała Pawlusa do sięgania „za kołnierz”.

– Traktujemy to spotkanie, jak lekcję pokory. Musimy teraz mentalnie się pozbierać, bo potrzebujemy punktów, a widzimy, że ciężko jest o nie w mocnej stawce IV ligi – podkreśla Woźniak.