Co gorsza, pierwsza odsłona spotkania nie obfitowała nawet w sytuacje strzeleckie, a wyzwaniem byłoby wskazać drużynę lepszą. Z pomocą niech przyjdzie komentarz trenera Spójni Dariusza Kłusa, który krótko opisał premierowe 45. minut w wykonaniu swojego zespołu: – Uważam, że prowadziliśmy grę, byliśmy groźniejsi od rywala, choć trzeba szczerze przyznać, że 100-procentowych okazji sobie nie stworzyliśmy. Orzeł, podobnie jak w meczu sprzed tygodnia, w którym jego rywalem był LKS Czaniec, zagrażał bramce gości po stałych fragmentach gry, co jednak nie przyniosło bramkowego efektu.

 

Po zmianie stron gospodarze osiągnęli przewagę i przez kwadrans dyktowali warunki gry oraz stwarzali groźne sytuacje. Na szczęście dla przyjezdnych mieli między słupkami dobrze dysponowanego Patryka Pawelę, który odbił kilka groźnych strzałów. Przede wszystkim jednak zatrzymał Daniela Iwanka w sytuacji sam na sam, w której napastnik Orła znalazł się dzięki podaniu wprowadzonego na boisko w przerwie kapitana zespołu Roberta Mrózka. Swoją „piłkę meczową” miała także Spójnia. W 81. minucie „oko w oko” z Łukaszem Byrtkiem stanął Filip Moiczek, ale golkiper drużyny z Łękawicy „skrócił” kąt tak umiejętnie, że próba lobowania go zakończyła się uderzeniem obok bramki.

 

Padł remis, który jest zasłużonym wynikiem, obie strony miały swoje sytuacje. Zdobyliśmy punkt na ciężkim terenie, gdzie przegrywały drużyny ze ścisłej czołówki. Rozstrzygnięcie spotkania oceniam jako sprawiedliwe, a gdyby któraś z drużyn wykorzystała swoją sytuację, najpewniej sięgnęłaby po 3 punkty – podsumował szkoleniowiec Spójni.