– Mamy taki wynik, który w mojej ocenie nikogo nie krzywdzi. Dominowała na boisku walka i praca w defensywie po obu stronach – ocenia Krzysztof Bąk, szkoleniowiec piłkarzy z Wilkowic, którym zabrakło koncentracji i wygraną dali sobie wydrzeć w końcowych fragmentach sobotniego meczu.

Prowadzili od 76. minuty, gdy Dawid Kruczek zagrał w kierunku Macieja Marca, ten z kolei posłał piłkę wzdłuż bramki, a usiłujący powstrzymać akcję Michał Pszczółka niefortunnie „nastrzelił” Mateusza Fiedora, któremu zaliczono bramkę. Wkrótce w podobnej sytuacji piłka spłatała figla Dominikowi Kępysowi, przez co z bliskiej odległości nie zdołał podwyższyć prowadzenia GLKS Nacomi.

Ambitna postawa Tempa została nagrodzona w 90. minucie. Futbolówkę po wykonywanym przez wilkowiczan kornerze stracił Bartłomiej Feruga, rywal „uruchomił” Damiana Ścibora, którego wejście w pole karne zwieńczył zablokowany strzał Tomasza Stasiaka i dokładna już poprawka Tomasza Szypera mimo wysiłków wilkowickich defensorów. W doliczonym czasie puńcowianie przypuścili jeszcze inny atak i o mały włos nie skończył się on całkowitym odwróceniem losów konfrontacji. Gol Arkadiusza Szlajssa zaliczony po konsultacji sędziowskiej nie został.

– Nie chcieliśmy dziś przegrać, ale mam takie odczucie, że ciut więcej mogliśmy wyciągnąć – analizuje trener przyjezdnych, wspominając o niezłych sytuacjach, jakie jego drużyna dziś w Wilkowicach miała. To m.in. uderzenia Bartosza Szołtysa w następstwie kornera i wybicie piłki sprzed bramki przez Filipa Gąsiorka czy próba Szymona Gabrysia z drugiej połowy, w podobny sposób w porę wybita przez piłkarzy GLKS Nacomi, asekurujących Richarda Zajaca.