Te aspiracje, jakkolwiek były w ogóle realne przy sporych ubytkach kadrowych w szeregach przyjezdnych, zostały po 20. minutach z małym „okładem” drastycznie ograniczone. Powód? „Swojaki”, jakie zanotowali jeden po drugim defensorzy LKS-u Daniel MadziaKrzysztof Kałuża, pokonujący własnego bramkarza po dośrodkowaniach z bocznych sektorów boiska autorstwa Damiana SzczęsnegoPawła Grenia. Beskid prowadził zatem 2:0 i... – Staliśmy się nagle bardzo apatyczni, niedokładni w swoich poczynaniach. Byłem zły o to, co działo się na boisku po zdobytym drugim golu, czemu dałem wyraz w przerwie w szatni – klaruje Bartosz Woźniak, szkoleniowiec faworyzowanych gospodarzy.
 


Nadzieje w ekipie z Pogórza na sprawienie pucharowej niespodzianki odżyły w 68. minucie. Konrad Chrapek sfaulował Krystiana Danela w obrębie „16”, sędzia bez wahania wskazał na punkt oddalony o 11. metrów od bramki, z którego sprawiedliwość wymierzył Kałuża. Im dalej jednak „w las”, tym lepiej wyglądała ofensywa skoczowian. I żadnym przypadkiem nie jest, że zostało to potwierdzone w zdobyczach strzeleckich. Gole Adriana Sikory z 73. minuty i Adriana Borkały z 88. minuty to konsekwencja dobrych zespołowych akcji, zaś przedzielająca te trafienia celna główka Tomasza Czyża następstwo dokładnej „centry” Michała Szczyrby z rzutu wolnego. – Do takiego grania dążymy. Wychodziły nam wreszcie te elementy, które staramy się doskonalić na treningach – dodaje trener Beskidu.

Gospodarze pewnie przedostali się tym samym do kolejnej rundy. Ich dzisiejszy konkurent liczył będzie na odwet w lidze, wszak obie drużyny zagrają powtórnie 28 sierpnia w Pogórzu. – Większych emocji dziś nie było, a wygrana Beskidu to jak najbardziej sprawiedliwe rozstrzygnięcie. Miejmy nadzieję, że za 10 dni wyrównanej walki się doczekamy – nadmienia Łukasz Strach, trener pogórzan.