Przez pryzmat końcowego wyniku można by pokusić się o stwierdzenie, że Beskid z łatwością godną jednego z faworytów ligi uporał się z rywalem. Tymczasem goście z Zebrzydowic usiłowali stawić opór. – I na pewno nie był to dla nas żaden spacerek. Wykonaliśmy zadanie w konfrontacji z przeciwnikiem dobrze zorganizowanym. Piłka nas cieszy, jesteśmy skuteczni w ataku i defensywie, a to buduje. To pozytywne nastawienie bardzo się nam przyda na nadchodzące szlagiery – zauważa Bartosz Woźniak, szkoleniowiec Beskidu, wybiegając w przyszłość do zbliżających się potyczek swojego zespołu z GKS-em Radziechowy-Wieprz i Tempem Puńców.
 


Wracając do tej dzisiejszej na odnotowanie zasługuje dobry start w wykonaniu skoczowian. W 12. minucie o gola mógł pokusić się Michał Szczyrby, lecz jego uderzenie odbiło się od poprzeczki. Równo po kwadransie zamierzenia Beskidu znalazły odzwierciedlenie w wyniku. Szczyrba dośrodkował z rzutu rożnego, w pobliżu bramki zgrał ją Krzysztof Surawski, a Arkadiusz Trybulec wpisał się na listę strzelców. Jak się okazało niebawem – listę systematycznie uzupełnianą kolejnymi trafieniami.

W 38. minucie zespół ze Skoczowa podwyższył zaliczkę na przerwę. To następstwo finalizacji Adriana Borkały, któremu piłkę w odpowiedni sposób wycofał Adrian Sikora. Minuta 63. oznaczona została z kolei asystą Jakuba Małkowskiego z prawego skrzydła, z którego pożytek uczynił Damian Szczęsny. Już wówczas sukces miejscowych był właściwie przesądzony, ale nie zaniechali starań o bardziej okazały triumf. W tym ważną rolę odegrali zawodnicy rezerwowi. W 83. minucie Kamil Janik zamienił na gola wrzutkę Kamila Kotrysa, zaś w doliczonym czasie gry Jakub Krucek najlepiej zachował się w zamieszaniu podbramkowym. Przyjezdni nie doczekali się trafienia nawet honorowego, ale de facto nie mieli ku temu żadnej naprawdę klarownej okazji.