Do Mikołowa drużyna z Landeka przyjechała jako faworyt. Miejscowy AKS plasuje się na 3. miejscu w Lidze Okręgowej Sosnowiecko-Katowickiej, ustępując Sparcie Katowice oraz rezerwom Ruchu Chorzów. Wyświechtane powiedzenie brzmi jednak, że puchary rządzą się swoimi prawami i tak też było w przypadku tej konfrontacji. IV-ligowa Spójnia musiała uznać wyższość niżej notowanego rywala. 

 

Spotkanie źle ułożyło się dla landeczan. Już w 2. minucie gospodarze cieszyli się z trafienia. Oleksandr Miklosh z AKS-u "centrostrzałem" z dalszej odległości zaskoczył Patryka Pawelę, który w tej sytuacji mógł zachować się nieco lepiej. Paradoksalnie, Spójnia po straconej bramce nie ruszyła do zmasowanych ataków w celu odrobienia straty. Gra toczyła się głównie w środku pola, a dobrze zorganizowany zespół z Mikołowa skutecznie odpierał wszelkie ofensywne zakusy IV-ligowca. Na placu gry nie brakowało walki i twardych starć, efektem czego było dość sporo żółtych kartek. Do końca premierowej strony żadna ze stron nie stworzyła sobie sytuacji z gatunku 100-procentowych. 

 

Po zmianie stron indolencja drużyny z Landeka niestety trwała w najlepsze. Dość wspomnieć, że pierwszy (i ostatni) celni strzał oddała... dopiero w 80. minucie, kiedy to na wysokości zadania stanął bramkarz z Mikołowa, gdy zatrzymał próbę Filipa Moiczka. AKS swój dobry występ przypieczętował trafieniem w 83. minucie. Damian Wasiak sfinalizował golem indywidualną akcję swojego kolegi. Wygrana mikołowian mogła być bardziej okazała, lecz w samej końcówce bramkarz Spójni zrehabilitował się za błąd z początku meczu i fantastycznie obronił strzał z dystansu rywala. AKS w kolejnej rundzie zmierzy się z Unią Rędziny. 

 

- Nie da się wygrać z żadnym przeciwnikiem, gdy traci się w tak prosty sposób bramki. Ten mecz był szansą dla zawodników, którzy grali mniej w ostatnim czasie, jednak nie wszyscy ją wykorzystali, ale absolutnie nie zwalam na nich winy za końcowy wynik. Nie przystoi przegrywać nam w taki sposób - podsumowuje trener Spójni, Dariusz Kłus.