ZAKOPANE, ZAKOPANE...
Słowa w tytule tego felietonu o stolicy Tatr przypominają mój ulubiony kiedyś przebój: „Zakopane, Zakopane, trzy, może nawet cztery dni”. Tak, tak – uwielbiam Zakopane. Prawie od pół wieku mogę każdego dnia spoglądać i podziwiać Skrzyczne, Klimczok, Szyndzielnię czy Dębowiec. To jednak Zakopane jest dla mnie czymś wyjątkowym. Miejscem czarownym i czarodziejskim, pobudzającym moją fantazję i wyobraźnię.
Jak tylko jest szansa zawitać na kilka dni pod Giewont, to zawsze ją wykorzystuję. I narty, i ten specyficzny nastrój tego miejsca. Uwielbiam trasy narciarskie na Skrzycznem, ale zjazdy z Kasprowego przez Gąsienicową czy Goryczkową, szusowanie na Nosalu czy relaksujące popisy narciarskie na Szymoszkowej, to wciąż mnie kręci. A więc według zasady „w zdrowym ciele, zdrowy duch” trzy dni spędziłem na nartach pod Tatrami. Lubię się bowiem sprawdzić i potwierdzić swoją wydolność sportową, a jak się ma przy okazji możliwość zaakcentowania osobistego, okrągłego jubileuszu, to tym większa frajda.
Takie sportowe testy i sprawdziany własnej wydolności powinni przechodzić z osobistej inicjatywy ludzie zajmujący się sportem. Dziennikarze sportowi, jak również i medycy dbający o zdrowie naszych ekip klubowych. Powiem szczerze – czynią to. Bardzo łatwo pisać o słabościach innych, więc myślę, że nawet taki „skromny felietonista” jak moja osoba powinien pokazać co sam w temacie sportu potrafi. W tenisa grywam w mojej Bystrej, na świadka podaję Marka Kubiznę, niegdyś wziętego dziennikarza, a dziś trenera tenisa i właściciela pięknego ośrodka z trzema kortami i domkiem klubowym. Z moimi futbolowymi popisami, przyznam że jest dosyć słabo, ale koledzy mówią, że wciąż się rozwijam. Jasne, że to jest żart, ale nawet w Bielskich Orłach trudno załapać mi się do pierwszego składu, co może potwierdzić wiceprezes naszego stowarzyszenia Jacek Kasperek. Może dlatego, przychylniej patrzę na dzisiejszych piłkarzy z Ekstraklasy, zawodników Podbeskidzia, którzy czasami strzelają „Panu Bogu w okno” i miewają rozregulowane celowniki.
Jak pisałem, swoją sportową pasję rozwijają i lekarze sportowi, i sportowi dziennikarze. Znam wielu wybitnych bielskich lekarzy, pasjonatów sportu, którzy swoim umiłowaniem „zdrowego ciała w zdrowym duchu” mogą być pięknym wzorcem dla innych. Przykłady? Bardzo proszę. Taką osobą jest znany bielski kardiolog dr Klaudiusz Komor, znakomity tenisista. Ma jeszcze inną wspaniałą pasję – wędkarstwo. Organizuje ogólnopolskie zawody dla lekarzy w wędkowaniu, które cieszą się wielkim zainteresowaniem środowiska medycznego. Innym wspaniałym przykładem sportowego trybu życia i podejścia do sportu lekarzy jest dr Robert Gulewicz. Kiedyś uprawiał kajakarstwo, uwielbia pływanie i często można go spotkać na ścieżkach rowerowych, którymi pokonuje kilometrowe trasy. Znakomity przykład połączenia tężyzny fizycznej i intelektualnej. Dr Robert Gulewicz to znany ortopeda współpracujący z kadrą narodową kobiet w piłce nożnej. Dr Bronisław Dębski to kolejny wybitny lekarz sportowy z naszego miasta, preferujący zdrowy tryb życia. Uprawia piłkę nożną i siatkówkę. Znaną postacią bielskiej medycyny i jednocześnie lekarzem sportowym jest dr Stanisław Ptak, związany ze środowiskiem futbolowym, sam w przeszłości grał na wysokim poziomie w piłkę nożną.
O lekarzach sportowych było, a o dziennikarzach jako czwartej władzy za chwilę. W naszym mieście jest wielu dziennikarzy zajmujących się czynnym uprawianiem sportu. Piłkarskie epizody z drużyną Bielskich Orłów miał redaktor Tomasz Giżyński z Kroniki, Jan Picheta i Tadeusz Paluch, którzy reprezentując Radio Bielsko, również grali w Bielskich Orłach. Świetnie z futbolówką radzi sobie redaktor Łukasz Klimaniec z Dziennika Zachodniego, jak również Jerzy Dusik ze Sportu oraz znany żywiecki dziennikarz Mariusz Hujdus. Zdolnymi piłkarzami są dziennikarze śląscy – Zbigniew Cieńciała i Andrzej Grygierczyk. To tylko pojedyncze przykłady zamiłowania lekarzy i dziennikarzy do sportu, którzy w ten sposób spędzają swój wolny czas. To jest ich zawód, a jednocześnie pasja życiowa. To po prostu piękne...
Ale wracajmy do Zakopanego. „Zakopane, Zakopane, trzy nawet cztery dni”. Udało mi się uczcić swój jubileusz zjazdem z Kasprowego do Kuźnic. Co w Zakopanem mnie zaskoczyło? Na własne oczy widziałem na Giewoncie krzyż ustawiony w 1901 roku przez zakopiańczyków, który przez ponad sto lat jest symbolem tego miasta. Krzyż widać z prawie każdego miejsca w Zakopanem, tylko nie ma go w żadnych folderach współcześnie reklamujących to miasto. Zupełnie niezrozumiałe dlaczego tak się stało. Na to pytanie nie znam odpowiedzi. I jeszcze napiszę coś mocno kontrowersyjnego. Poglądy mam konserwatywno-patriotyczne, ale jak mówił klasyk – „serce mam po lewej stronie”. Więc jestem wrażliwy na niedostatek i uważam, że wszelka pomoc potrzebującym jest jak najbardziej zasadna. Napiszę teraz o Ukrainie, a właściwie o Ukraińcach i ludziach rosyjskojęzycznych, którzy tłumnie przebywają w eleganckich hotelach, najdroższych restauracjach i kupują rzeczy w najekskluzywniejszych zakopiańskich butikach. A w Zakopanem największa część luksusowych aut ma rejestrację naszego wschodniego sąsiada.
Jestem za pomocą dla tego podobno ogarniętego wojną kraju, ale myślę, że władze Ukrainy powinny wypracować takie mechanizmy, aby najbogatsi obywatele wspomagali własnych rodaków, a później dopiero państwo oglądało się za pomocą z zagranicy. To są mechanizmy demokratyczne, podatkowe, które widocznie tam nie funkcjonują. A może się mylę... nie znam się na tym, ale takie odnoszę wrażenie obserwując w ostatnich dniach Zakopane.
A więc Nowy Rok to nowe nadzieje – te osobiste związane z uprawianiem sportu dla podtrzymania własnej wydolności i te nadzieje całego bielskiego czy beskidzkiego sportu. O własnych osiągnięciach, innych lekarzy i dziennikarzy pisałem powyżej, może nawet zbyt obszernie. A nasi prawdziwi sportowi bohaterowie, według mnie rokowania mają dobre – Górale z Podbeskidzia i siatkarki z BKS-u. Zasmuciła mnie kolejna porażka „chłopców” z BBTS-u z Radomiem, a „Rekordziści” z Cygańskiego Lasu na pewno dadzą sobie radę. Ja na razie przesyłam w Beskidy serdeczne pozdrowienia z Zakopanego w rytmie tej mojej ulubionej piosenki „Zakopane, Zakopane, trzy może nawet cztery dni...”.
Sławomir Wojtulewski