Starania Beskidu Skoczów o przełożenie spotkania z nadchodzącej niedzieli 21 listopada na termin wiosenny nie przyniosły skutku. O ile stosowne pismo wpłynęło do Podokręgu Skoczów, tak klub z Puńcowa korespondencji w tym względzie nie otrzymał. – Żadnego oficjalnego pisma nie dostaliśmy. Była tylko rozmowa skupiająca się wokół słów, że „nie mamy kim grać” ledwie na kilka dni przed meczem, gdy wszystko zostało już przygotowane, a my poczyniliśmy działania związane z organizacją finału – wyjawia prezes Tempa Andrzej Lacel.
 



Sternik klubu z Puńcowa dodaje, że od momentu wyznaczenia terminu i miejsca pucharowego starcia wiele wskazywało na to, iż w bieżącym roku do skutku ono nie dojdzie. – Słyszeliśmy tylko dochodzące do nas głosy, że finał odbędzie się w polu kukurydzy i na podgrzewanej płycie boiska. Przyjmowaliśmy to z pokorą, ale czuliśmy zarazem, że przeciwnikowi w obawie o wynik niespecjalnie będzie zależeć na tym, aby mecz rozegrać jeszcze tej jesieni – tłumaczy Lacel.

Niedziela będzie w Puńcowie radosna z racji zdobycia i odebrania historycznego trofeum przez piłkarzy Tempa. Częściowo dobre zakłócają jednak okoliczności rozstrzygające pucharowe rozgrywki. – Wszyscy liczyliśmy na fajne wydarzenie. Dla naszego klubu była to możliwość zarobienia przy okazji meczu, na który sporo osób się wybierało. Sami porozsyłaliśmy zaproszenia, plakaty. Przykro, że odbywa się to ostatecznie w takich okolicznościach – komentuje prezes Tempa.