Nie najlepiej swoje ostatnie występy w ekstraklasie wspomina Kornel Osyra. Defensor Podbeskidzia w meczu 33. kolejki z Wisłą Płock "zapracował" sobie na czerwoną kartkę. Po przymusowej pauzie wrócił od razu do składu na starcie z Górnikiem Zabrze, którego... także nie ukończył. Powód? Ten sam - czerwona kartka. Ostatecznie Miedź spadła do 1. ligi, a Osyra musiał szukać klubu.

- Mogło być różnie… Najbardziej bałem się, że przeniosę się do zespołu, który o nic nie walczy. Po tak dołującym sezonie nie chciałem być w drużynie, której jedynym celem jest po prostu być w I lidze. Dlatego cieszę się, że trafiłem do Podbeskidzia, klubu z ambicjami. Wierzyłem, że życie mi zwróci, co zabrało. Tylko musiałem zakasać rękawy i pracować, pracować, pracować - powiedział Osyra w rozmowie z Przeglądem Sportowym. 
 
Klub z Legnicy nie był jedynym, który dał szansę dzisiejszemu 27-latkowi w ekstraklasie. Wcześniej Osyra występował w Bruk-Bet Termalice Nieciecza, lecz klub nie zdecydował się go wykupić z Piasta. Co jednak ciekawe, gliwiczanie także nie widzieli dla niego miejsca w swoim zespole. I tak trafił właśnie do Miedzi.
 
- Teraz zastanawiam się, czy Podbeskidzie ze mnie nie zrezygnuję, żebym prawem serii ponownie nie spadł z ligi - uśmiecha się Osyra, dodając. - Zdaję sobie sprawę, że ostatni sezon w ekstraklasie nie był najlepszy. Ale w Miedzi od początku wszystko robione było chaotycznie, bez przemyślenia. Jako zawodnicy nie czuliśmy się komfortowo. Po sezonie klub miał opcję jednostronnego rozwiązania umowy z miesięcznym wypowiedzeniem i z niej skorzystał. Szkoda, że tak się stało, bo pochodzę z okolic Legnicy. Wiedziałem, że kluby nie będą się o mnie bić, ale trafiłem do Podbeskidzia, które pozwoliło mi stanąć na nogi po ciężkim sezonie w Miedzi. I wywalczyliśmy awans, a pamiętam, że podczas letniego obozu wszyscy dookoła mówili, że jesteśmy zespołem na co najwyżej środek tabeli - zdradził.