Podbeskidzie mogło mieć spore obawy przed pierwszym gwizdkiem arbitra. Z kadry meczowej wypadło 3 ważnych zawodników Górali z powodu koronawirusa. Trener bielszczan, Krzysztof Brede nie mógł dziś skorzystać z 2 bocznych obrońców: Filipa Modelskiego i Bartosza Jarocha. Na tej pozycji z konieczności zagrał nominalny pomocnik, Karol Danielak. W szeregach gospodarzy zabrakło również najlepszego strzelca ekipy spod Klimczoka, Kamila Bilińskiego.

Absencje kadrowe nie wpłynęły jednak negatywnie na postawę Górali w pierwszych trzech kwadransach. Podbeskidzie od początku postawiło na wysoki pressing, z czym nie najlepiej radzili sobie Miedziowi. W 3. minucie bramkarza przyjezdnych "postraszył" Maksymilian Sitek, lecz piłka po jego strzale powędrowała nad bramką. Wychowanek Legii z dobrej strony pokazał się nieco ponad 10 minut później, gdy po jego akcji arbiter podyktował rzut karny. Do "futbolówki" podszedł Łukasz Sierpina, jednak kapitan Górali fatalnie spudłował z 11. metrów. 

Niewykorzystana sytuacja nie podcięła skrzydeł miejscowym. Konsekwencja popłaciła w 25. minucie. Sierpina dobrze dograł z rzutu rożnego, Gergo Koscis przytomnie przedłużył podanie, a całość z zimną krwią wykończył Mateusz Marzec. Ostatni kwadrans toczył się pod dyktando Zagłębia, które za wszelką cenę dążyło do remisu. Ich ofensywne poczynania nie przynosił jednak rezultatu. Aż do czasu... 

W 72. minucie gola na 1:1 strzelił Rok Sirk. Napastnik gości silnym strzałem po ziemi pokonał Michala Peskovicia po wcześniejszym podaniu Lorenco Simicia. Odpowiedź Górali była jednak niemal natychmiastowa. Karygodny błąd popełnił golkiper Zagłębia, Dominik Hładun, który w "5" stracił piłkę na rzecz Desleya Ubbinka. Holender ulokował ją następnie do pustej bramki. "Zawsze idź do końca" - tymi słowami trafnie skomentował bramkę spiker zawodów.

Ostatecznie bielszczanie dowieźli wygraną do ostatniego gwizdka sędziego, Szymona Marciniaka. Dla Górali było to 2. zwycięstwo w tym sezonie.