A tytułowe słowa po końcowym gwizdku sędziego wypowiedział szkoleniowiec MRKS-u Jarosław Kupis, który podkreślił, że jego zespół – finalnie w sobotni wieczór zwycięski – musiał solidnie natrudzić się, aby opór „Fiodorów” złamać. – Ta wygrana rodziła się w wielkich bólach. Wielki szacunek dla drużyny, bo poradziliśmy sobie w bardzo trudnej sytuacji kadrowej, w jakiej się znaleźliśmy. Z przebiegu gry na te punkty zresztą w moim odczuciu zasłużyliśmy – ocenia trener gospodarzy derbowej IV-ligowej batalii.

W niej to w rzeczy samej MRKS był stroną aktywniejszą, ale w premierowej odsłonie miejscowi wyłącznie pudłowali. Z sytuacji klarownych na wspomnienie zasługują liczne chybione próby głową – m.in. Rafała Żurka, Karola Lewandowskiego Mateusza Kubicy. Dla odmiany jeden z nielicznych strzałów celnych autorstwa Łukasza Szędzielarza padł łupem bramkarza GKS-u Wojciecha Barcika.
 



Po wznowieniu spotkania czechowiccy futboliści swą przewagę wreszcie udokumentowali. Była 56. minuta, gdy Jakub Raszka został w polu karnym nieprzepisowo zatrzymany przez Marka Nogę. Egzekucji – dodajmy najlepszej z możliwych – podjął się pewny w tym elemencie Szędzielarz. Gospodarze tempa zwalniać nie zamierzali, szanse na podwyższenie prowadzenia były za sprawą Raszki, którego raz powstrzymał golkiper konkurenta, raz zaś poprzeczka. Sztuka korekty rezultatu podopiecznym trenera Kupisa powiodła się w 80. minucie. Lewandowski obsłużony przez Damiana Zajączkowskiego zachował się, jak rasowy snajper, mierząc wybornie po „długim” słupku. I tylko zakończenie niespodziewanie przybrało nerwowego wymiaru dla gospodarzy, gdy w 90. minucie uderzenie Nogi z rzutu wolnego trafiło do „sieci”. Drużyna z Radziechów/Wieprza wyraźnie nabrała animuszu, lecz goszcząc pod bramką Jakuba Świerczka niczego już nie wskórała.