MRKS podejmował niepokonanego od ośmiu kolejek LKS Tworków, który zawitał na z jasnym celem – wydrzeć punkty gospodarzom. I choć długo wydawało się, że goście rzeczywiście mogą wrócić na Śląsk z łupem, to ostatnie sekundy spotkania odmieniły wszystko.

 

Mecz rozpoczął się z prawdziwym przytupem. Już w 40. sekundzie po kapitalnym rajdzie Daniela Iwanka i jego dokładnym dograniu, Adrian Pindera znalazł się w doskonałej sytuacji, jednak zamiast otworzyć wynik – przeniósł piłkę nad poprzeczką. W 8. minucie gospodarze ponownie byli blisko prowadzenia – dwójkowa akcja Iwanek–Pindera zakończyła się mocnym strzałem Filipa Gajdy, ale bramkarz gości Karol Salamon popisał się znakomitą interwencją, przenosząc piłkę końcami palców na rzut rożny.

 

Niewykorzystane sytuacje mogły się zemścić – i niewiele brakowało, by tak się stało. W 23. minucie po szybkim kontrataku prawą stroną Krzysztof Szewczyk zacentrował do Macieja Kiliana, który z 8 metrów uderzył groźnie, ale Łukasz Byrtek świetnie skrócił kąt i odbił piłkę. Chwilę później Kilian co prawda wpakował futbolówkę do siatki, ale sędzia słusznie odgwizdał spalonego. Do końca pierwszej połowy MRKS przeważał, tworzył kolejne okazje – w tym strzał Iwanka z 24. minuty, który o centymetry minął słupek, oraz uderzenie Kacpra Gawora z dogodnej pozycji w 30. minucie, które trafiło prosto w ręce bramkarza. W 38. minucie padł nawet gol dla gospodarzy, jednak arbiter – dopatrując się zagrania ręką Gajdy po strzale Pindery – nie uznał bramki i podyktował rzut wolny dla gości.

 

Po zmianie stron nadeszła chwila nieuwagi, która kosztowała MRKS sporo nerwów. W 47. minucie Konrad Kochan wykorzystał nieporozumienie w defensywie gospodarzy, uprzedził interweniującego Oskara Zycha, wbiegł w pole karne i uderzył po ręce Byrtka. Piłka, odbita jeszcze od słupka, wtoczyła się do bramki i LKS Tworków objął prowadzenie. Już w 56. minucie, po dynamicznej akcji Pindery i zgraniu Konrada Bukowczana, Iwanek urwał się obrońcom prawą stroną, wbiegł w szesnastkę i płaskim strzałem po dalszym słupku MRKS doprowadził do wyrównania.

 

Wydawało się, że gospodarze pójdą za ciosem, ale w 69. minucie wydarzenia przybrały nieoczekiwany obrót. Po rzucie rożnym Marcin Studencki przewrócił się w polu karnym po starciu z Adamem Fojcikiem, a arbiter – ku zdziwieniu kibiców – wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Kochan, jednak jego intencje wyczuł Byrtek, który znów uratował swój zespół. Ledwie dwie minuty później bohater pierwszego gola dla gości stał się antybohaterem – za odkopnięcie piłki po gwizdku otrzymał drugą żółtą kartkę i musiał opuścić boisko.

 

Grając w przewadze, MRKS rzucił się do ataków. LKS Tworków bronił się jednak mądrze i z poświęceniem. Gospodarze mieli swoje szanse – w 81. minucie Iwanek znalazł się sam na sam z bramkarzem, ale przegrał pojedynek. Chwilę później Gajda minimalnie chybił. Czas uciekał, frustracja rosła, ale wiara nie gasła.

 

I w końcu – nadeszła 93. minuta. W doliczonym czasie gry, po ofiarnym wślizgu Mariusza Dusia i zablokowaniu wybicia obrońcy, piłka trafiła do Iwanka. Ten, widząc wychodzącego z bramki i rzucającego się pod nogi Salamona, zachował zimną krew – i z chirurgiczną precyzją podciął piłkę ponad bramkarzem, pakując ją do siatki. Wygrana MRKS-u stała się faktem.