W poprzednim ligowym starciu bielszczanie potrzebowali 6. minut, aby objąć trzybramkowe prowadzenie. W przypadku spotkania z ekipą z Leszna tyle czasu zajęło im zdobycie dwóch bramek. Jako pierwszy do siatki rywala trafiał Michał Marek, który skorzystał na dograniu z rzutu rożnego od Pawła Budniaka, a chwilę później Mikołaj Zastawnik bezlitośnie wykorzystał nieporozumienie bramkarza z obrońcą.

 

Po dwóch "ciosach" zdawało się, że gospodarze jeszcze w pierwszej części podejmą "rękawice", wszak mieli ku temu okazje, jednak skończyło się na postrachu. W 11. minucie Rekord prowadził już 3:0, gdy prawą flanką przedarł się Stefan Rakić, a całość trafieniem zakończył Matheus. Jak się okazało, to trafienie ustaliło przebieg pierwszej połowy, choć w późniejszych fragmentach obie ekipy nie wykorzystały przedłużonych rzutów karnych - za każdym razem górą byli bramkarze. 

 

Co stało się z zespołem Rekordu po przerwie, to najlepiej wiedzieć będą sami "rekordziści". Tak jak w meczu z Legią w środę zanotowali w drugiej części spektakularną "remontadę", tak w meczu z lesznianami coś ewidentnie nie zagrało, jak powinno. Konsekwencją tego było wypuszczenie z rąk wygranej i strata trzech bramek po błędach bielskiej obrony. W ofensywie zawodnicy Rekordu natomiast nie byli w stanie znacząco zagrozić bramce gospodarzy i podział punktów stał się faktem.