Bielszczanie byli głodni wygranej i było to widoczne od pierwszego gwizdka sędziego. Dość szybko ten stan rzeczy został odzwierciedlony w rezultacie. W 3. minucie Jan Ciućka przytomnie odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu i z bliskiej odległości umieścił piłkę w bramce Olimpii. Gospodarze w kolejnych minutach spotkania przejęli inicjatywę nad boiskowymi wydarzeniami, lecz nie potrafili stworzyć sobie dobrych okazji na bramkę wyrównującą. Jedyną groźniejszą próbą była ta z 10. minuty, kiedy to Wiktor Kaczorowski obronił strzał z rzutu wolnego. 

 

Rezultat 1:0 utrzymał się do końca pierwszej połowy, jednak prowadzenie Rekordu mogło być bardziej okazałe. Wystarczy wspomnieć o sytuacji Michała Bojdysa, którego uderzenie świetnie obronił golkiper z Elbląga. W końcówce premierowej części meczu defensywę z dystansu postraszył natomiast Daniel Świderski - bezskutecznie. 

 

Więcej emocji kibice przeżyli w drugiej połowie. W 50. minucie Rekord prowadził 2:0, gdy Świderski pewnie wyegzekwował rzut karny podyktowany na Jakubie Kempnym. Olimpia jednak podjęła "rękawice". W 66. minucie gospodarze nawiązali kontakt z "rekordzistami" po celnej "główce". W takich sytuacjach w poprzednich meczach znaczyło to najczęściej dla Rekordu roztrwonienie przewagi. Ale nie w tym wypadku. W 73. minucie Rekord znów prowadził dwiema bramkami. Mateusz Klichowicz golem sfinalizował ładną akcję swojej drużyny. Olimpia napierała na bramkę Rekordu, miała swoje próby, i dopiero 89. minuta przyniosła im kolejne trafienie po pięknym strzale z dystansu Mateusza Kuzimskiego. 

 

Było więc jasne, że w doliczonym czasie na nudę nikt nie będzie się skarżyć. Olimpia chciała pójść za ciosem, jednak czyniła to w dość chaotyczny sposób i momentami nieprzepisowy. W efekcie gospodarze kończyli mecz w "9". Wykorzystując grę w przewadze, wynik spotkania na 4:2 ustalił ten, który wszystko zaczął w 3. minucie - Ciućka.