Wstępna faza meczu nie wskazywała w żadnej mierze, że ekipa z Wisły urządzi sobie na boisku przeciwnika kanonadę. Przyjezdni może nie prezentowali się jakoś wyjątkowo słabo, ale ich bojaźliwość i brak zdecydowania przyniósł stratę bramki. W 10. minucie Tomasz Cedro uderzył, a z pomocą rykoszetu piłka zatrzepotała w siatce. Zebrzydowiczanie pewnie w innych nastrojach przebrnęliby przez mecz, gdyby zamienili na gole swoje okazje, m.in. tą sfinalizowaną strzałem Krystiana Kaczmarczyka w słupek. Końcowy fragment tej odsłony to już wyraźny zryw piłkarzy WSS i przejęcie inicjatywy również w aspekcie wynikowym, w czym olbrzymia zasługa mającego swój dzień Kacpra Kiragi. Pomocnik zarówno w 36., jak i 43. minucie podjął odważne próby z dystansu, a kozłująca na mokrej trawie futbolówka sprawiła kapitulującemu Miłoszowi Śnieżkowi psikusa.

Tuż za upływem godziny meczu sytuacja wyrównała się, bo z podania Kaczmarczyka skorzystał Paweł Kawik i znów trudno było przypuszczać, że kibice będą świadkami równie jednostronnego scenariusza. Minuta 64. to – a jakże – strzał z dalszej odległości Kiragi, piłka „wypluta” przez golkipera Spójni i bezbłędna poprawka Pawła Leśniewicza. Wolą zdobywania kolejnych bramek wiślanie wykazali się w kwadransie zamykającym mecz. Najpierw Sebastian Juroszek błysnął piłkarską intuicją, dopadając do dalekiego wybicia Rafała Jacaka – dodajmy przy kompletnym zaskoczeniu defensywy gospodarzy – a następnie podwyższając prowadzenie WSS. W 81. minucie na koncie Kiragi widniał już hat-trick w następstwie prostopadłego podania Juroszka i znakomitej „podcinki”. I wreszcie 90. minuta to wyborny cios z dystansu autorstwa Daniela Bujoka.

– Cieszy taki występ i buduje, bo początek nie był takim, jakiego byśmy oczekiwali. Z biegiem gry było natomiast wyraźnie lepiej – mówi Patryk Pindel, szkoleniowiec bramkostrzelnych przyjezdnych.