Odnieść trzy remisu z rzędu? Rzadko, ale się zdarza. Trzykrotnie jednak "zrobić" wynik 1:1 to już jednak nie lada sztuka. Odstawiając jednak uszczypliwości na bok, w tabeli sytuacja Górali robi się nieciekawa, wszak czołówka zaczyna po prostu odjeżdżać. A kiedy nie zdobywać trzech punktów, jak na terenie Resovii, z którą Podbeskidzie wygrało w poprzednim sezonie 4:3, mimo iż przegrywało... 0:3. 

 

Sam mecz był interesujący dla oka widza, choć pierwsza połowa na to nie wskazywała. Rzeszowianie w pierwszych minutach przejęli inicjatywę, choć to Górale stworzyli sobie pierwsi lepszą okazję. W 15. minucie uderzenie Maksymiliana Sitka zostało zatrzymane przez bramkarza gospodarzy. 10 minut później w dobrej sytuacji zablokowany został Jaka Kolenc. W kolejnych fragmentach meczu z dobrej strony pokazali się defensorzy Podbeskidzia. Zarówno Daniel Mikołajewski, jak i Martin Chlumecky mieli swój wkład w to, że do przerwy wynik wskazywał 0:0. 

 

O ile można chwalić obronę Podbeskidzia za premierową część, tak w drugiej ich postawa, szczególnie przy straconej bramce, wołała o pomstę do nieba. W 56. minucie rzeszowianie objęli prowadzenie, wykorzystując "wielbłąd" bielskiej defensywy. Cóż to byłby jednak za mecz, gdyby nie zakończył się wynikiem 1:1... Do remisu doprowadził Lionel Abate. Kameruńczyk sprytnie wyszedł na pozycję po podaniu Kolenca i z zimną krwią umieścił piłkę w siatce.