Śmiało rzec można, że stawka nie sparaliżowała "Górali", którzy swoje dążenia do odniesienia premierowego w sezonie zwycięstwa przełożyli na wynik. W 5. minucie piłkę do siatki Zagłębia skierował Maksymilian Sitek. Ku uciesze kibiców uwag co do prawidłowości trafienia nie wniósł też arbiter, analizujący całą sytuację przy pomocy VAR. Ponownie celne strzały w kierunku bramki nastąpiły w 13. minucie za sprawą Sitka i w minucie 21., gdy szczęścia szukał Michał Janota. Na posterunku w obu przypadkach był Mateusz Kos. W okolicy 2 kwadransów rywalizacji bielszczanie egzekwowali kilka stałych fragmentów, m.in. po uderzeniu Sitka odbitym z trudem przez golkipera gości. Atakowali również sosnowiczanie, by wspomnieć o instynktowej paradzie Patryka Procka z 31. minuty przy próbie Deana Guezena.

To po pauzie jednak działy się rzeczy kluczowe, wszak przy skromnej zaliczce Podbeskidzia wszystko zdarzyć się mogło. Równo po godzinie Jaka Kolenc dośrodkował z rzutu rożnego, a z tego zagrania najefektywniej skorzystał Daniel Mikołajewski. Krytykowany ostatnio przez bielskich sympatyków zawodnik o defensywnych inklinacjach popisał się celnym strzałem głową na wagę prowadzenia gospodarzy 2:0 – komfortowego, ale póki nie wybrzmiał końcowy gwizdek arbitra podopieczni Grzegorza Mokrego musieli mieć się na baczności...

W końcówce spotkania „Górale” punktów omal nie wypuścili, choć w 73 minucie mecz mogli „zamknąć”, w czym przeszkodził bramkarz ekipy z Sosnowca parując uderzenie Mateusza Ziółkowskiego. Ostrzeżenie poważne piłkarze Podbeskidzia otrzymali w 86. minucie, kiedy Juan Camara huknął w poprzeczkę. W doliczonym czasie w „16” przewinił Mikołajewski, a Zagłębie za sprawą Marka Fabrego uzyskali wynikowy kontakt. Ruszyli wówczas do ataku, wypracowali sobie kornera, ale wyrównać nie zdołali.