Pierwsze śliwki robaczywki! Pierwsze koty za płoty! Można jeszcze – Górale nic się nie stało! Oczywiście, że można opowiadać bajki, znowu liczyć na cud. Ale inne przysłowie mówi, że cuda zdarza się tylko raz. Już się zdarzył i dosyć.

wojtulewski

Jasne, wszyscy już wiedzą, że mówię o cudownym utrzymaniu Ekstraklasy przez bielskich Górali. Na szczęście nie słyszę opowiadań – Górale nic się nie stało. A raczej wiele jest rozmów przesiąkniętych analizą słabej postawy zespołu Podbeskidzia. Wszyscy widzimy, że zapowiada się powtórka z ubiegłorocznej jesieni, którą nam kibicom TS Podbeskidzie znowu fundują futboliści. Sportowo dzieje się fatalnie, żałośnie, by nie powiedzieć beznadziejnie. Jak to się mówi – zespół osiągnął piłkarskie niziny, tzw. dno i wodorosty.

Piszę te słowa ze smutkiem, troską. Jestem bowiem rozczarowany postawą bielskiego zespołu na boisku. Obserwowałem i analizowałem trzy pierwsze mecze Górali. W Gdańsku, z trybuny bursztynowego stadionu, tylko w pierwszej połowie gra Górali wyglądała poprawnie. Im dalej w mecz, tym gorzej. Podopiecznych Czesława Michniewicza częściowo rozgrzeszył w moich oczach ten złapany pierwszy punkcik. Byłem bardzo łagodny i wyrozumiały w ocenie, bo punkt na Lechii miał być dobrym prognostykiem. Druga połowa meczu w Gdańsku była bardzo słaba, ale bramka uzyskana w ostatniej sekundzie meczu i ten punkt dawały nadzieje.

Z Górnikiem Zabrze Górale pokazali tyle piłki nożnej ile można znaleźć mięsa w parówce, jak to określił pewien wybitny trener futbolu. A więc znowu piłkarskie dno i wodorosty. A, że Warszawa da się lubić, a Górale wygrywali już na stadionie Legii, to w sobotę zasiadłem na trybunie przy Łazienkowskiej z jakąś sporą dozą nadziei. Jeśli nie na jakąś zdobycz punktową, to na pokazanie góralskiego charakteru, walki, determinacji i ambicji. Nadzieję swoją wiązałem z tym, że Górale swoimi cechami wolicjonalnymi zrównoważą wyższość piłkarską gospodarzy. Spotkało mnie kompletne rozczarowanie. Słabo piłkarsko, słabo z walecznością, słabo z determinacją. Te fatalne 0:4 to najniższy wymiar kary, jaki Górale mogli otrzymać od Legii.

Wszyscy moi rozmówcy, kibice obserwujący ten mecz, wszyscy zastanawiamy się gdzie się podziała ta waleczna drużyna, która parę tygodni temu uratowała dla Bielska-Białej Ekstraklasę. Ja jej w tych trzech pierwszych meczach jesieni nie widziałem. Jaka jest tego przyczyna? Nie wiem. Może odpowiedź na to pytanie zna trener Czesław Michniewicz?

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski