Górale, gdyby sięgnęli po zwycięstwo w meczu ze Stalą, mogliby się zrównać punktami z Arką Gdynia, która w ostatnim spotkaniu zremisowała z GKS-em Katowice. Z szerszej perspektywy podział punktów z ekipą ze stolicy Podkarpacia może więc powodować niedosyt, lecz patrząc przez pryzmat samych boiskowych wydarzeń, bielszczanie punkt wywalczyli, wszak 2-krotnie byli "w opałach" - głównie z własnej winy. 

 

 

Trener Dariusz Żuraw zmuszony był "przemeblować" formację defensywną. Na środku obrony zagrał Florian Hartherz. Ponadto do podstawowego składu powrócił Tomasz Jodłowiec, który ostatni raz z wyjściowej "11" zagrał dwa miesiące temu, w spotkaniu z Odrą Opole. 

 

Trzeba przyznać jedno - kibice zgromadzeni na Stadionie Miejskim w Bielsku-Białej zobaczyli dziś dobre widowisko. Obie ekipy postawiły na futbol "na tak". Więcej zagrożeń w ofensywie stwarzali jednak gospodarze. Podbeskidzie na prowadzenie mógł wysforować kapitan Kamil Biliński, lecz z bliskiej odległości - po podaniu Goku Romana - nie trafił w piłkę. Co nie udało się bielszczanom, wyszło zawodnikom Stali. W 33. minucie fatalny błąd Matveia Igonena przy wyprowadzaniu piłki z zimną krwią wykorzystał napastnik gości Damian Michalik. 

 

Znacznie lepiej Górale zaprezentowali się po zmianie stron, co dość szybko przyniosło im efekt w postaci wyrównania. W 64. minucie Marcel Misztal spuentował ładną akcję swego zespołu celnym uderzeniem po dograniu od Goku. Następnie byliśmy świadkami ciosów niczym na gali bokserskiej. Ponownie na prowadzenie Stal wyprowadził w 68. minucie Michalik, który na gola zamienił składny kontratak, a 60. sekund później bramkę na 2:2 zdobył nie kto inny, jak Goku. Hiszpan świetnie przymierzył zza "16". Jak się później okazało, było to ostatnie trafienie w tym spotkaniu.