
Piłka nożna - IV liga
Felieton: Myślmy nie o tym jak dograć sezon, lecz jak go zakończyć
Wzrok mam (jeszcze) dobry. W końcu zobowiązuje mnie do tego nazwisko. Mimo to nie dostrzegam szans na dokończenie tego sezonu.
Bez wątpienia nastały ciężkie czasy. W chwili pisania tekstu w Polsce zarażonych jest 4102 osoby i 94 zmarłe. Pocieszający jest fakt, że 134 wyzdrowiały, lecz trzeba zdać sobie sprawę z tego, że rzeczywista liczba dotkniętych COVID-19 jest z pewnością większa. Polska w Unii Europejskiej wraz z Rumunią plasuje się na samym końcu rankingu pod względem ilości wykonywania testów na milion mieszkańców. Wskaźnik 1,9 tys. testów jest 3-4 razy niższy od średniej europejskiej. A przecież minister zdrowia Łukasz Szumowski powiedział ostatnio: "To nie jest początek końca, to nawet nie jest koniec początku".
Koronawirus sprawił, że gospodarka w naszym kraju została sparaliżowana. Także w segmencie sportowym. Zaczynając od przeniesienia najważniejszych wydarzeń: igrzysk olimpijskich w Tokio oraz mistrzostw Europy poprzez zawieszenie priorytetowych rozgrywek piłkarskich: Ligi Mistrzów i Ligi Europy czy największych lig krajowych. Wstrzymanie tych rozgrywek to straty liczone w setkach milinów, które dotkną nie tylko kluby i organizacje sportowe. Cierpi na tym także turystyka, transport czy gastronomia. Dlatego Premier League, Bundesliga czy LaLiga robią wszystko, by sezon dokończyć. Nie inaczej jest z naszą PKO Ekstraklasą.
Jeżeli dziś miałbym odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce sezon zostanie dokończony, to powiedziałbym, że szanse na to są tylko w ekstraklasie. W niej kluby utrzymywane są głównie z dwóch źródeł: samorządów (choć nie wszystkie kluby mogą liczyć na pomoc miasta) i transmisji meczowych. Wiele wskazuje na to, że w przypadku przedwczesnego zakończenia sezonu, kluby całości pieniędzy z Canal+ nie otrzymają. Zabraknie także wpływów z dnia meczowego, akcji promocyjnych i od sponsorów, którym przestaną być realizowane usługi zawarte w umowach (ekspozycja marki podczas spotkań ekstraklasy). Koszty natomiast wciąż pozostają wielkie: pracownicy biura prasowego, marketingu, osoby dbające o boiska, zarząd, sztab szkoleniowy i wreszcie piłkarze.
Ekstraklasa SA i PZPN co prawda wydali zalecenia, że kluby mogą zmniejszyć wynagrodzenia zawodnikom o połowę, lecz nie wszyscy w swojej szatni mają tak oddanych barwom i wyrozumiałych graczy, jak Wisła czy Śląsk, którzy sami wyszli z inicjatywą zmniejszenia swoich wynagrodzeń. Dzięki temu w Krakowie i we Wrocławiu płynność finansowa zostanie zachowana, a pracy nie stracą inni pracownicy klubu. Tymczasem m.in. w Cracovii wciąż trwa ostra wymiana zdań piłkarzy z prezesem. Oczywiście, za chwile wyleje się fala komentarzy, że to jest ich praca i dlaczego mają zrzec się swoich apanaży. I ja to (połowicznie) popieram. Wydaje mi się jednak, że jeżeli zawodnik zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie (nie mówię już o topowych piłkarzach kasujących w ESA 80-150 tys.), to chyba "z głodu nie umrze", jeśli przez 2-3 miesiące całości nie otrzyma.
Jeżeli dziś miałbym odpowiedzieć na pytanie, czy w Polsce sezon zostanie dokończony, to powiedziałbym, że szanse na to są tylko w ekstraklasie. W niej kluby utrzymywane są głównie z dwóch źródeł: samorządów (choć nie wszystkie kluby mogą liczyć na pomoc miasta) i transmisji meczowych. Wiele wskazuje na to, że w przypadku przedwczesnego zakończenia sezonu, kluby całości pieniędzy z Canal+ nie otrzymają. Zabraknie także wpływów z dnia meczowego, akcji promocyjnych i od sponsorów, którym przestaną być realizowane usługi zawarte w umowach (ekspozycja marki podczas spotkań ekstraklasy). Koszty natomiast wciąż pozostają wielkie: pracownicy biura prasowego, marketingu, osoby dbające o boiska, zarząd, sztab szkoleniowy i wreszcie piłkarze.
Ekstraklasa SA i PZPN co prawda wydali zalecenia, że kluby mogą zmniejszyć wynagrodzenia zawodnikom o połowę, lecz nie wszyscy w swojej szatni mają tak oddanych barwom i wyrozumiałych graczy, jak Wisła czy Śląsk, którzy sami wyszli z inicjatywą zmniejszenia swoich wynagrodzeń. Dzięki temu w Krakowie i we Wrocławiu płynność finansowa zostanie zachowana, a pracy nie stracą inni pracownicy klubu. Tymczasem m.in. w Cracovii wciąż trwa ostra wymiana zdań piłkarzy z prezesem. Oczywiście, za chwile wyleje się fala komentarzy, że to jest ich praca i dlaczego mają zrzec się swoich apanaży. I ja to (połowicznie) popieram. Wydaje mi się jednak, że jeżeli zawodnik zarabia kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie (nie mówię już o topowych piłkarzach kasujących w ESA 80-150 tys.), to chyba "z głodu nie umrze", jeśli przez 2-3 miesiące całości nie otrzyma.
Polski Związek Piłki Nożnej sonduje możliwość dokończenia sezonu w niższych ligach. Specjalne wideokonferencje w tej sprawie organizował także szef śląskiej piłki Henryk Kula z prezesami Podokręgów. Nie zdecydowano się zakończyć rozgrywek, ale to wydaje się być nieuniknione. Jeżeli wiosenne zmagania wystartują, to nie wcześniej niż początkiem maja. Wówczas zostaną 2 miesiące, aby stoczyć 12-15 spotkań, więc mecze rozgrywane byłyby w systemie sobota-środa-sobota. To możliwe nie jest z prostego względu: zawodnicy w niższych ligach łączą kopanie piłki z pracą (nierzadko w trybie zmianowym). Wątpię, aby po kryzysie gospodarczym, który bez wątpienia nas czeka i będzie ciągnął się miesiącami - o ile nie latami - ktoś będzie mógł co środę brać wolne tudzież wychodzić wcześniej z pracy. Lwia część graczy raczej będzie myśleć o tym co robić, aby pracę utrzymać, a nie jak łączyć ją z futbolem.
Rozważany jest także podział tabeli na 2 grupy: mistrzowską i spadkową. To istotnie zmniejszy ilość spotkań do rozegrania i pozwoli wystartować nawet w czerwcu. Z tym że za takim pomysłem wszyscy jednogłośnie musieliby się opowiedzieć, a tymczasem wiele klubów przez wzgląd na ryzyko grać po prostu nie chce. Nie ma pewności, że w maju sytuacja będzie opanowana. Po drugie, związek nie może przecież na początku czy w połowie maja oznajmić klubom: gotujcie się, za tydzień gracie. Po kilkutygodniowym zastoju drużyny potrzebowałaby czasu, by wrócić do swojej formy. Nic więc dziwnego, że coraz więcej decyzyjnych osób myśli już nie o tym, jak i kiedy dograć sezon w niższych ligach, lecz w jaki sposób go zakończyć.
Finansowo stratni na tym będą wszyscy: zawodnicy, trenerzy, sędziowie, ale i przewoźnicy, osoby koszące i walcujące boiska, spikerzy czy nawet dziennikarze sportowi (zawód niepotrzebny, ale wygodny, więc uprawiany przez sporą ilość osób). Wszyscy więc zapłacimy. To jednak nieduży koszt za bezpieczeństwo i życie.
PS: Miejmy nadzieję, że lokalne rozgrywki oglądać będziemy w sierpniu. Wszak w kuluarach mówi się, że i start nowego sezonu obecnie wcale pewny nie jest...
Finansowo stratni na tym będą wszyscy: zawodnicy, trenerzy, sędziowie, ale i przewoźnicy, osoby koszące i walcujące boiska, spikerzy czy nawet dziennikarze sportowi (zawód niepotrzebny, ale wygodny, więc uprawiany przez sporą ilość osób). Wszyscy więc zapłacimy. To jednak nieduży koszt za bezpieczeństwo i życie.
PS: Miejmy nadzieję, że lokalne rozgrywki oglądać będziemy w sierpniu. Wszak w kuluarach mówi się, że i start nowego sezonu obecnie wcale pewny nie jest...