
Historia lubi się powtarzać
Spotkania między GLKS-em Nacomi Wilkowice a bialską Stalą w ostatnich latach dały się poznać jako te emocjonujące i z dużą dozą walki. Jak było dziś?
- Zwycięstwo jak najbardziej zasłużone w mojej opinii. Lepiej pracowaliśmy w defensywie, mieliśmy lepszy pomysł na grę i stworzyliśmy sobie więcej klarowniejszych okazji - przyznał w rozmowie z naszym portalem trener GLKS-u, Krzysztof Bąk.
Lepszego początku meczu nie mogli sobie wymarzyć wilkowiczanie. W 9. minucie Mateusz Fiedor sprytnie uciekł defensorowi bialskiej Stali i celnie przymierzył po długim słupku. Czy BKS ruszył frontalnie do odrobienia straty? Tak nie było. To wilkowiczanie trzymali pieczę nad boiskowymi wydarzeniami, a goście jeśli już znaleźli się pod bramką GLKS-u, to brakowało im dobrej decyzyjności. W końcówce pierwszej połowy GLKS mógł podwyższyć stan prowadzenia. Filip Dyduch w doskonałej okazji zatrzymał jednak Mateusza Kubicę.
Druga połowa rozpoczęła się od mocnego ataku wilkowiczan. Kilka okazji miał Dominik Kępys, z czego raz na przeszkodzie stanęła mu poprzeczka. Dopiero w ostatnich 20. minutach BKS odważniej ruszył w ofensywie. Groźnie główkował Legbo Waakoonwi, strzałów szukali Kamil Hutyra, Kacper Marian czy Paweł Kozioł. Nie złamało to jednak defensywy GLKS-u i wynik 1:0 utrzymał się do końca.
- Nic nie chciało nam wpaść. Podejmowaliśmy złe wybory, szczególnie w pierwszej połowie. GLKS z perspektywy całego meczu miał więcej czystych okazji - mówi Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec BKS-u.