To kolejny mecz „Górali”, którego ocena nijak nie może być jednoznaczna. Co najważniejsze, Podbeskidzie wypuściło kapitalną szansę, aby Wisłę na jej terenie pokonać. Goście zaczęli mecz bez kompleksów i zostali za to nagrodzeni. W 13. minucie do siatki trafił nieomylny Kamil Biliński, który sfinalizował wyborną akcję Jeppe SimonsenaRomana Goku. Była to druga tego dnia „setka” bielszczan, bo przy wcześniejszej z 4. minuty mocny strzał Goku obronił golkiper gospodarzy Kamil Broda. W 26. minucie bielski zespół mógł przewagę podwyższyć, gdy kiks Bartosza Jarocha ostemplował słupek. I wreszcie minuta 40. – brutalny faul Borisa Moltenisa na Titasie Milasiusie, po którym sędzia zarządził analizę VAR, a wreszcie usunął z boiska obrońcę „Białej Gwiazdy”. Ta miała zatem gola od odrobienia i zawodnika mniej na placu boju...
 


Być może nazbyt wcześnie w zespole Podbeskidzia pojawiła się pewność, że rywal krzywdy mu nie zrobi. W 48. minucie zagapił się w polu karnym Ivaylo Markov, którego przewinienie poskutkowało „11” dla Wisły, a w konsekwencji golem Luisa Fernandeza. Na domiar złego również inna z prób zaczepnych krakowian przysporzyła im zysku bramkowego. Mowa o 63. minucie – asystę do Fernandeza wykonał wchodzący tego dnia z ławki Dor Hugy, ale równie znaczący był koszmarny błąd Milasiusa, tracącego piłkę na rzecz reprezentanta Wisły. „Górale” zdołali odpowiedzieć w 70. minucie. Tuż po wejściu na boisku Emre Celtik przytomnie dograł do Goku, który uderzył między nogami golkipera. Gol zmienił diametralnie oblicze spotkania, bo ekipa spod Klimczoka przejęła inicjatywę.

Zamiast jednak zaliczenia trafienia na wagę kompletu punktów, to Wisła i jej kibice mieli sposobność do fety. W 81. minucie po rzucie wolnym Angel Rodado ostemplował słupek, nikt z bielszczan niebezpieczeństwa nie zażegnał, a Jaroch z bliska z dozą szczęścia pokonał Matveia Igonena. I kiedy przegrana poważnie zajrzała w oczy gościom, dośrodkowanie Simonsena dotarło do kolejnego z rezerwowych Krzysztofa Drzazgi, który w doliczonym czasie do regulaminowego głową wyrównał wynik na 3:3. Tak też dreszczowiec pod Wawelem się zakończył – w myśl opisanych powyżej wydarzeń z uczuciami mieszanymi w bielskich szeregach.