Czy Mirosław Smyła zaskoczył czymś przy ustalaniu składu na pierwsze ligowe spotkanie? Raczej nie. Ten i ów może stwierdzić, że wybór Bartosz Bernarda do takowych może się zaliczać, ale jeśli ktoś oglądał mecz z Wisłą Kraków, ten wie, że 19-latek prezentuje się w ostatnim czasie bardzo solidnie i jak mówi klasyk, "miejsce w podstawowej 11 po prostu mu się należało"! Sam mecz również nie był zły w wykonaniu Podbeskidzia. Szczególnie obiecująca była pierwsza połowa. Skąd my to jednak znamy. Podbeskidzie gra dobrze, Podbeskidzie gra ładnie, stwarza sobie sytuacje, ale... przegrywa. 

 

W pierwszych trzech kwadransach goli nie uświadczyli kibice, lecz nie oznacza to, że na placu gry nie działo się nic. Wręcz przeciwnie. W 13. minucie świetną sytuację do zdobycia bramki miał Maksymilian Sitek, który po podaniu Kamila Bilińskiego "ostemplował" słupek w pojedynku "oko w oko" z golkiperem Arki. W 17. minucie statystyka posiada piłki wynosiła 73% do 27% na korzyść Górali. To pokazuje jaką przewagę optyczną mieli bielszczanie. 

 

 

W 23. minucie uderzenie Matheiu Scaleta po indywidualnej akcji dobrze obronił bramkarz Arki. Ten sam zawodnik w końcówce pierwszej połowy nabawił się urazu po agresywnym wejściu zawodnika Arki. Na boisku po 16 latach ponownie w barwach Podbeskidzia pojawił się Tomasz Jodłowiec. 

 

Po zmianie stron zawodnicy z Gdyni wrzucili na wyższy "bieg". W 52. minucie Bernard niesamowitą interwencją "na wślizgu" uratował swój zespół przed stratą bramką, ale co się odwlecze.. 5. minut później goście fetowali trafienie, gdy z bliskiej odległości ulokował piłkę w siatce. Szczerze należy zaznaczyć, iż podopieczni Smyły nie pokazali "góralskiego" charakteru. Nie rzucili się do odrabiania strat, oddając pole Arce. Ta winna była podwyższyć rezultat, lecz Matvei Igonen obronił rzut karny podyktowany za faul Romana Goku. Ostatecznie mecz zakończył się porażką Podbeskidzia 0:1.