Czy leci z nami pilot? Takiego stwierdzenia zwykło się używać w sytuacjach kryzysowych i jak ulał pasuje ono do obecnego stanu rzeczy w kontekście bielskiego I-ligowca. Podbeskidzie zaliczyło dziś przy Konwiktorskiej mecz numer 10. w tym sezonie Fortuna I ligi, pozostając raptem z 1 zwycięstwem na koncie. Krytykowani za "grę na remis" bielszczanie tym razem nawet "oczka" nie zdołali zgarnąć w konfrontacji z beniaminkiem w stawce. Czy istotnie faktem stanie się dymisja szkoleniowca Grzegorza Mokrego, czego spore grono sympatyków "Górali" się domaga? A może (wreszcie!) ktoś dojdzie do wniosku, że czas na inna wizję zarządzania klubem, aniżeli pod batutą Bogdana Kłysa? Tu również zapewne wielu kibiców Podbeskidzia przytaknęłoby z dużą dozą satysfakcji, bo pora ku temu aż nadto odpowiednia...

Niepoprawny optymista i tak stwierdzi, że bielskiemu zespołowi w stolicy zabrakło... szczęścia. W 49. minucie drugą żółtą kartką upomniany został Mateusz Ziółkowski. Nie dość, że sędzia odesłał bocznego obrońcę do szatni, to jeszcze zaordynował rzut karny dla Polonii, z którego mimo dobrego wyczucia golkipera Podbeskidzia przymierzył Mateusz Michalski. Goście próbowali w osłabieniu coś wskórać w ofensywie, ale byli w tej materii nieefektywni (a może raczej bezradni). "Centrostrzał" Piotra Tomasika? Parada Mateusza Kuchty. Główka Lionela Abate? Futbolówka przeleciała obok siatki. Próba Marcela Misztala zza "16"? Nieznacznie ponad celem. I wreszcie 88. minuta - przewinienie Misztala w polu karnym i ponowna egzekucja ze stałego fragmentu autorstwa Szymona Kobusińskiego.

Podbeskidzie plasuje się na ten moment na 14. miejscu w tabeli, ale może się okazać, że po weekendzie wyląduje w strefie spadkowej. Żaden z ligowców nie ma tak skromnej liczby wygranych spotkań w dorobku. Jak wyżej - pora na zdecydowane kroki decydentów, bo jesień wkrótce minąć może, a zima upływać w Bielsku-Białej w nerwowym klimacie...