Kłusek: wbiliśmy flagę na szczycie
Podbeskidzie Bielsko-Biała dokonało niemożliwego. O emocjach towarzyszących spotkaniu w Łodzi rozmawialiśmy z Ryszardem Kłuskiem, asystentem Czesława Michniewicza. Z rodowitym bielszczaninem poruszyliśmy także kwestię fuzji Podbeskidzia z BKS-em Stal oraz postawy w I lidze jego byłych podopiecznych z Świnoujścia.
Sportowebeskidy.pl: - Niemożliwe stało się możliwe. Jakby pan opisał emocje towarzyszące wam po ostatnim gwizdku arbitra w Łodzi? Ryszard Kłusek: - Rozmawialiśmy o sytuacji Podbeskidzia w styczniu, przed startem rundy rewanżowej. Wówczas mówiłem, że musimy wierzyć w realizację celu, wierzyć i walczyć. Udało się! Zdobyliśmy świata szczyt, dokonaliśmy niemal niemożliwego. Radość była ogromna, nie jeden z nas ze szczęścia się popłakał. Odebrałem masę telefonów i smsów z gratulacjami. Emocji towarzyszących tamtym chwilom nie da się ubrać w słowa, gdyż nimi można opisać tylko to, co jest powtarzalne. Kocham to co robię i oddaje się temu bezgranicznie. Jeden z amerykańskich trenerów powiedział kiedyś, że „jeśli się kocha to co się robi, to ani jednego dnia w swoim życiu się nie przepracuje”. Zamiłowanie, pasja i zaangażowanie, to był klucz do sukcesu. Zasłużyliśmy na utrzymanie.
Sportowebeskidy.pl: - W drodze powrotnej z Łodzi wszyscy byli zapewne w szampańskich nastrojach? R.K.: - Oj tak. Kibice trzy albo cztery razy nas zatrzymywali, mieliśmy więc nieplanowane postoje. Od wyjazdu z Łodzi fetowaliśmy niewątpliwy sukces. Utrzymanie jest dla nas jak mistrzostwo świata.
Sportowebeskidy.pl: - Wróćmy na chwilę do meczu z Widzewem. Jak pan ocenia postawę zespołu? R.K.: - Wiadomo, że to był mecz o niebagatelnym znaczeniu. Staliśmy przed szczytem, wierzchołek był na wyciągnięcie ręki, wystarczyło się na niego wdrapać i wbić flagę. Tak blisko, a zarazem tak daleko. W pierwszej połowie zagraliśmy dobrze i zasłużenie prowadziliśmy. Po przerwie strzeliliśmy na 2:0. Chwilę później przydarzył nam się błąd w defensywie, który kosztował nas sporo zdrowia i nerwów. Udało nam się jednak wbić flagę! Nakład emocjonalny był niesamowity. Eksplozja radości uzasadniona.
Sportowebeskidy.pl: - Czasu na świętowanie i odpoczynek nie będzie zbyt dużo. Rozgrywki ekstraklasy, w związku z reformą, startują szybciej niż zwykle. W przyszłym sezonie nadal będzie pan pomagał trenerowi Czesławowi Michniewiczowi? R.K.: - To się okażę. Muszę odpocząć i nabrać dystansu do tego co się wydarzyło. Runda była bardzo ciężka, piętnaście spotkań kosztowało mnie sporo zdrowia. Potrzebuję chwili na „rehabilitację umysłową”. Mam kontrakt ważny do czerwca 2014 roku.
Sportowebeskidy.pl: - Jest pan wychowankiem BKS-u Stal Bielsko-Biała. W BKS-ie i Podbeskidziu pracował pan jako szkoleniowiec. Jak pan ocenia pomysł połączenia obu klubów? R.K.: - Trudny temat. Pod względem sportowym taki ruch byłby może dobry, ale BKS ma swoją tradycję, historię i kibiców, a Podbeskidzie swoją. Moim zdaniem ciężko będzie doprowadzić do fuzji. Porównałbym to z chęcią połączenia Legii z Polonia bądź Wisły z Cracovią.
Sportowebeskidy.pl: - Zapewne śledzi pan wyniki osiągane przez Flotę Świnoujście. Niestety zespół roztrwonił przewagę z rundy jesiennej i praktycznie stracił szanse na awans. R.K.: - Przykład Podbeskidzia i Floty w doskonały sposób obrazuje to, że dobra bądź słaba jedna runda o niczym jeszcze nie przesądza. Podbeskidzie było jedną nogą w I lidze, Flota w ekstraklasie. Szkoda, że w Świnoujściu się na uda. Tak do tego trzeba podejść. W ostatniej kolejce musiałby się zdarzyć cud. Zostawiłem tam spora zdrowia i serca. Przez całą rundę trzymałem kciuki za Flotę.
Sportowebeskidy.pl: - Dziękuję za rozmowę. R.K.: - Dziękuję