Teoretyczne rozważania okazały się adekwatne do boiskowych wydarzeń. Przysłowie mówiące o tym, że za trzecim podejściem można się przełamać nie znalazło odzwierciedlenia w rzeczywistości. Podbeskidzie po porażce w Opolu i remisie w Rzeszowie, także znad morza wróciło dalekie od optymistycznych nastrojów, podtrzymując miano zespołu bez wygranego meczu w roli zespołu przyjezdnego. Czy tak być musiało? Owszem - patrząc na przebieg piątkowego spotkania i różnicę, jak uwidoczniła się między niedawnym ekstraklasowiczem a "Góralami"...

Gdańszczanie aż 3 ze swoich strzałów ulokowali w bramce strzeżonej dziś przez Patryka Procka. Ważny okazał się gol Dominika Piły z 42. minuty. Zawodnik Lechii w zamieszaniu w polu karnym zachował się najlepiej. Była z kolei minuta 82., gdy o losach potyczki ostatecznie przesądził Camilo Mena, popisujący się wybornym strzałem z dystansu. Podbeskidzie o zmianie biegu zdarzeń realnie myśleć nie mogło, wszak kilka minut wcześniej z boiska usunięty został za brutalny faul Jan Hlavica. Gospodarze wygraną do końcowego gwizdka arbitra nie tylko dowieźli, ale i podwyższyli, bo w 94. minucie Łukasz Zjawiński zaistniał w gronie strzelców. I przyznać należy, że w pełni zasłużenie spotkanie rozstrzygnęli po swojej myśli, wszak wypracowali więcej szans na to, aby zgarnąć "maksa".

Przewaga Lechii uwidoczniła się od pierwszych minut. Kilka chybionych strzałów oddał m.in. Ivan Zhelizko, już po pauzie bramkarz bielskiego I-ligowca doskonale odbił próbę Rifeta Kapicia. Równie dobrej akcji ofensywnej podopieczni Grzegorza Mokrego nie wykonali właściwie ani jednej. A szkoleniowiec Podbeskidzia tuż po konfrontacji przyznał wprost: - Zagraliśmy najsłabszy mecz w tym sezonie...