Największy pozytyw wynikający z pierwszej połowy meczu był taki, że gospodynie nie dały sobie strzelić gola, pomimo usilnych ku temu dążeń faworyzowanych zawodniczek Górnika. – Mieliśmy problem z dłuższym utrzymywaniem się przy piłce, dlatego też bardziej skupialiśmy się na rozbijaniu akcji rywalek – przyznaje na wstępie Mateusz Żebrowski, szkoleniowiec bielskiej drużyny, która w sytuacji zagrożenia liczyć mogła na dobrze dysponowaną między słupkami Kingę Ptaszek.

Obraz gry zmienił się po przerwie. – Wyciągnęliśmy wnioski z tego, co działo się wcześniej. Dośrodkowań w nasze pole karne wciąż było sporo, ale nie niosły one ze sobą już takiego niebezpieczeństwa – dodaje trener biało-zielonych, które faktycznie długimi fragmentami neutralizowały ataki zawodniczek z Łęcznej. Sporadycznie miejscowe próbowały odpowiedzieć. Tu odnotować można strzał z dystansu Nicole Jendrzejczyk z 58. minuty, z którym poradziła sobie bramkarka przyjezdnych Sandra Urbańczyk, a nade wszystko kontrę z doliczonego czasu gry. Gdyby Klaudia Adamek z Julią Gutowską zachowały w przewadze nieco więcej opanowania, to faktem stałoby się rozstrzygnięcie sensacyjne.

„Rekordzistki” osiągnęły wartościową zdobycz, która przerwała serię meczów przegranych. – To punkt, który trzeba szanować i obiecujący prognostyk, aby przełamać się na dobre, bo przed nami ważne mecze – kwituje Żebrowski.