I trzeba przyznać, że gospodarze byli bliscy przełamania, choć jak to mówi stare, chińskie porzekadło: "jak nie idzie, to nie idzie". Piłkarze LKS-u mieli sporego pecha w konfrontacji z Unią. Dość wspomnieć, że Sebastian Wiśniowski dwukrotnie "ostemplował" słupek w pierwszej połowie. A przyjezdni... stworzyli sobie jedną z niewielu sytuacji i zamienili ją na bramkę. W 19. minucie Michał Pieczka precyzyjnie dograł z rzutu wolnego do Arkadiusza Suchińskiego, a ten ulokował ją w siatce.

 

Po zmianie stron słupek znowu stanął na przeszkodzie piłkarzom z Czańca. Tym razem po próbie Filipa Handy. Skuteczność z kolei nie opuszczała Unii. W 57. minucie Piotr Bysiec celnie podał do Suchińskiego, a ten płaskim strzałem po ziemi pokonał Jakuba Felscha. Tuż przed ostatnim gwizdkiem arbitra piłkarze LKS-u zdobyli bramkę kontaktową. W polu karnym Unii faulowany był Kacper Gawor, a z "11" precyzyjnie uderzył Bartłomiej Borak. 

 

 

Mieliśmy więcej klarowniejszych sytuacji. Byliśmy stroną przeważającą, aczkolwiek mieliśmy też sporego pecha, lecz nic nie możemy sobie zarzucić, w przeciwieństwie do poprzedniego meczu – ocenia trener LKS-u, Szymon Waligóra.