Do zamknięcia okna transferowego pozostały już niecałe dwa tygodnie. Czy można liczyć, że Podbeskidzie uzupełni skład, a raczej go wzmocni na „wakujących” pozycjach bramkarza i napastnika? Nadziei za dużych nie ma.

iwanow_big

Czasu jest bardzo mało. Pieniędzy chyba też, skoro nie udało się zapewnić pensji na poziomie ligi czarnogórskiej dla Miroslava Vujadinovića.  Z jednej strony można zapytać, czy gość,  który w dwóch meczach z Sevillą w drugiej rundzie eliminacji Ligi Europy, przyjął od Andaluzyjczyków dziewięć goli, byłby dobrą ostatnia instancją dla Podbeskidzia? Z drugiej, docenić należy fakt, że jego Mladost Podgorica przeszła dwie rundy europejskich pucharów eliminując węgierski Videoton i słowacką Senicę. W tych ligach bronił przecież Ladislav Rybansky, a o puchary pewnie się nie otarł.

Problem jest jednak głębszy niż analiza indywidualnych dokonań jednego czy drugiego piłkarza. Ktoś powinien mocno się zastanowić, co będzie w stanie dokonać obecna bielska ekipa. Z kiepską obsadą bramki i bez porządnego napastnika! Jeśli ktoś z nadmiernym optymizmem nawet myślał inaczej, to po czterech ligowych kolejkach i odpadnięciu z Pucharu Polski, powinien dostrzec, że sytuacja jest krytyczna. A tu nikt problemu jakby nie dostrzega. Prezes klubu Wojciech Borecki jest na urlopie. Gdy otwierało się okienko transferowe w lipcu też był na wakacjach. Miasto, które jest większościowym udziałowcem klubu, musi mieć świadomość, że tym stanem ludzkim nadziei na porządną piłkę w Bielsku-Białej nie ma. Wszyscy oszczędzają, ja wiem. Czasem jednak trzeba ponieść niezaplanowane koszty. Podbeskidzie i nowy stadion bez Ekstraklasy nie ma szans istnienia. Napisałbym, że czas na pobudkę. Bo z fajnej historii z maja pozostaną niedługo tylko wspomnienia. Tylko nie wiem, czy nie jest za późno. Większość rozsądnych piłkarzy, którzy byli do wzięcia,  już z kimś się związała.   

Najgorsze jest to, że drużyna straciła entuzjazm. Wszyscy są przygaszeni, wczorajszy sparing z Góralem Żywiec, wygrany przecież 7:0, nikomu nie sprawił radości. Nie chodzi tu o jakąś nadmierną euforię. Ale o trochę uśmiechu i przybijania „piątek” po kolejnym „dziurawieniu” przeciwnika. Jakby chłopcy wyszli na boisko za karę. A przecież chodziło o to, żeby wreszcie poczuć przyjemność zwyciężania.

Beskidzkie wróble ćwierkają o tym, że być może jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I obiecane nagrody za utrzymanie oraz system premiowania. Jeśli faktycznie tak jest, to bardzo nieładnie. Ja też nie lubię, gdy ktoś nie dotrzymuje słowa.

PS. Oto dokonania piłkarzy (z ostatniego tygodnia), którzy mogli trafić do Podbeskidzia.    Bernardo Vasconselos (Zawisza Bydgoszcz) – gol w meczu 1/16 finału Pucharu Polski z Pogonią w Szczecinie (3-1) Łukasz Surma (Ruch Chorzów) – asysta w meczu 1/16 finału PP z Arką w Gdyni (2-3 po dogrywce) Idrissa Cisse (Energetyk ROW Rybnik) – gol i „asysta” przy bramce samobójczej w spotkaniu z Wisłą Płock (2-2)

CDN...