Zwycięstwo. Tak długo wyczekiwane. Smakuje tym lepiej, że osiągnięte zostało jak najbardziej zasłużenie. Wybiegane, wywalczone, „wystrzelane”. Można narzekać na skuteczność czy fakt, że gola – samobójczego – zdobył Piotr Malarczyk, zawodnik Korony, ale kiedy uderzasz w kierunku bramki przeciwnika 19 razy można spodziewać się, że w końcu coś wpadnie.

Takie mecze, jak ten poniedziałkowy powinniśmy oglądać częściej. Wielkiej finezji czy wirtuozerii nikt nie ma prawa oczekiwać. Ale zaangażowania przez 90 minut, biegania, harówki – już tak. I mniejszego asekuranctwa w grze do przodu. To także dzięki temu w polu karnym kielczan znajdowali się również defensywni pomocnicy Podbeskidzia. Dariusz Łatka był tym nawet tak zaskoczony, że w idealnej sytuacji chyba zamknął oczy i uderzył... w Zbigniewa Małkowskiego. Pretensji nie mam. Nie jest do obecności w tym miejscu specjalnie przyzwyczajony. Ale gdy takich momentów będzie więcej, „Górale” mogą być jeszcze groźniejsi. I zapomną, że na Rychlińskiego gra im się trudniej, niż na wyjeździe.

Potrzeba matką wynalazków więc Czesław Michniewicz wymyślił nową „9” i został nią Marcin Wodecki. Po Fabianie Paweli, Łukaszu Żegleniu i Krzyszofie Chrapku, to czwarta próba znalezienia właściwej recepty. „Pszczółka” bramki co prawda nie zdobył, ale dobrze się poruszał, wychodził na pozycje i prostopadłych piłek. I nękał środkowych obrońców Korony. Zresztą nie sam. Uparte próby rozegrania piłki przez szeroko ustawionych stoperów gości były samobójczymi. Michniewicz i Marcin Węglewski byli na spotkaniu Korony z Piastem i ich obserwacja „przelana” została na boisko. Gdy piłkę miał bramkarz z Kielc,  „Górale” podchodzili pod defensorów gości. Ci byli zagubieni. Szkoda, że nie skończyło się to trafieniem.

iwanow_big

Oczywiście, ktoś powie, że słabiej grający zespół do Bielska-Białej szybko już nie przyjedzie. Że w Kielcach ktoś pomylił „Pachetę” z maczetą, bo odsunięcie od składu Tomasza Lisowskiego, Pavola Stano i Daniela Gołębiewskiego, to jak wycięcie z owocującego drzewa zdrowych i silnych gałęzi. Nie było też Pawła Golańskiego i Jacka Kiełba. Ale to już kielecki problem. Zagłębie Lubin też przyjechało pod Klimczok beznadziejne. Przy takiej postawie Podbeskidzia, jak w poniedziałek „miedziowi” nie wróciliby do siebie z punktem. Można żałować tego meczu. W Bielsku dłużej byłoby wtedy spokojniej.

Drużyna ma już 6 punktów, więc tyle samo, co po całej poprzedniej rundzie jesiennej.  Mimo problemów, niewesołej atmosfery, szukania winnych i różnego rodzaju pogłosek, oskarżeń i podejrzeń,  Michniewicz ze swoim sztabem może pochwalić się dorobkiem, jaki w tamtym sezonie zdobyli w piętnastu spotkaniach Robert Kasperczyk, Andrzej Wyroba i Marcin Sasal. Razem wzięci. Drużyna „odpaliła” też fizycznie, bo piłki lekarskie więcej czasu spędzają w magazynie niż w procesie treningowym. Przez dwa tygodnie można popracować na luzie i z uśmiechem. Oczywiście, że bez zawodników testowanych przed spotkaniem z Koroną. Czy nie pisałem ostatnio, że nic z nich będzie?

PS. 1. Dokonania zawodników, którzy mogli, a nie trafili do Podbeskidzia: Bernardo Vasconcelos (Zawisza Bydgoszcz) – nota 7 w „Sporcie” w przegranym meczu z Lechem w Poznaniu 2:3. Rafał Leszczyński (Dolcan Ząbki) – nota 7 w „Sporcie” w wygranym meczu z Flotą Świnoujście 2:1.

PS. 2. Słyszałem, że prezes Wojciech Borecki zarzucił mi brak rzetelności dziennikarskiej i lobbowanie zawodników. Dotknięty moją uwagą, że zamiast pomagać w tak ważnym momencie klubowi,  wybrał się dwukrotnie na dwutygodniowe wakacje. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Moje też dadzą głos. W kolejnym felietonie.