Mecz rozegrany w sobotę na stadionie w Bełku był ucztą dla koneserów ofensywnej gry w piłkę. Było to spotkanie bogate w sytuacje dla obu drużyn, a gra defensywna zarówno jednych, jak i drugich pozostawiała sporo do życzenia. Pierwszą 100-procentową okazję stworzyli gospodarze w 25. minucie, kiedy to napastnik Decoru strzelał zbyt lekko z 5. metra i Patryk Kierlin zdążył skutecznie zainterweniować. Chwilę później przed szansą na objęcie prowadzenia stanął Oleksandr Apanchuk, ale bramkarz miejscowych sparował jego uderzenie z 8. metra na słupek bramki. Inną świetną okazję do zdobycia gola zmarnował Samuel Colik, którego jego strzał z kilku metrów po dobrze rozegranym rzucie rożnym minął bramkę Decoru.

 

 

Wszystko, co wpłynęło na ostateczne rozstrzygnięcie sobotniego meczu wydarzyło się w jego drugiej odsłonie. Obraz pojedynku nie zmienił się, mecz był bardzo otwarty, z tą różnicą, że kibice zobaczyli aż 5 goli. Pierwszego z nich zdobył w 54. minucie O. Apanchuk. Ukrainiec pokonał golkipera miejscowych strzałem z 20. metrów, a w rolę asystenta wcielił się Filip Handy. Później do głosu doszli gospodarze, którzy wyszli na prowadzenie. Zarówno ich pierwsza, jak i druga bramka padła po dośrodkowaniach w pole karne. Wyrównującego gola w 89. minucie zdobył Andriy Apanchuk, który okazał się najsprytniejszy w polu karnym po dośrodkowaniu Patryka Świniańskiego. Gdy wydawało się, że spotkanie zakończy się remisem, po długim zagraniu w 96. minucie nieporozumienie defensywy przyjezdnych wykorzystał napastnik gospodarzy i dał swojej drużynie komplet punktów. LKS ma czego żałować, bo przy stanie 1:1 swoich sytuacji nie wykorzystali m.in. strzelec pierwszego gola O. Apanchuk, Ilya Nazdryn-Platnitski Rafał Hałat, który przegrał pojedynek sam na sam z golkiperem Decoru.

 

- Najbardziej żal wyniku. Nie jest łatwo przełknąć porażkę tracąc bramkę w ostatniej minucie i to jeszcze na własne życzenie. To był bardzo otwarty mecz, każda drużyna stworzyła sobie dużo sytuacji. Gospodarze nie mogli sobie poradzić z naszym stylem gry, my również mieliśmy problemy z tym, co przeciwnik zaproponował w ofensywie. Sprawiedliwym wynikiem wydawałby się być remis, ale gdyby jedna albo druga drużyna wygrała spotkanie różnicą kilku goli, to nie byłby to powód do zdziwienia - podsumował mecz szkoleniowiec LKS-u Czaniec.