W porównaniu do ostatniego meczu ze Stalą Rzeszów, zakończonego rozczarowującym z perspektywy "Górali" remisem 2:2, w szeregach Podbeskidzia nastąpiła bardzo istotna roszada. Wiktor Kaczorowski zastąpił między słupkami Matveia Igonena. Goście zamierzali jednak w Gliwicach atakować - remis dawał im niewiele, mieli też świadomość, że po ostatniej przegranej Ruch mógł stracić na pewności.

Długie fragmenty pierwszej połowy wyglądały optymistycznie dla bielszczan. Potrafili wypracować sobie kilka niezłych bramkowych szans. Skuteczność? To już inna "para kaloszy". W 11. minucie wzdłuż bramki zagrał Maksymilian Sitek, a interwencja jednego z chorzowskich obrońców omal nie przysporzyła "swojaka", czemu zapobiegł instynkt Tomasza Bieleckiego. Kolejne próby piłkarze Podbeskidzia wykonali w okolicach 20. minuty. Kamil Biliński oraz Roman Goku pudłowali, bądź studzili ich zapędy defensorzy Ruchu. Nic nie zapowiadało tego, co wydarzyło się w 30. minucie. Z dystansu wybornie uderzył Remigiusz Szywacz, a futbolówka zatrzepotała w siatce. Trafienie nie pozostało bez wpływu na animusz gości, ale i tak w 37. minucie mogli dopiąć swego. Biliński tym razem z bliska wcelował - w sobie zresztą wiadomy sposób - wprost w bramkarza "Niebieskich".

 


Reakcją Podbeskidzia po pauzie był m.in. strzał Goku z 53. minuty, choć niezły, to zbyt mało dokładny, aby cel został wraz z nim osiągnięty. W odpowiedzi niewiele zabrakło Danielowi Szczepanowi, aby dorobek strzelecki chorzowian się podwoił. Dopiero w 70. minucie miało miejsce kolejne spięcie pod bramką, ale... warto było na nie czekać. W roli głównej wystąpili rezerwowi desygnowani nieco wcześniej na murawę. Akcję zainicjował Emre Celtik, finalnie zaś Biliński wyłożył piłkę na 11. metr Tomaszowi Neugebauerowi, który "świątynię" Ruchu odczarował. Wraz z wyrównaniem przyjezdni doszli do głosu. W 73. minucie bliski szczęścia był Goku, zastopowany dopiero przez Bieleckiego. Kwadrans później, w następstwie analizy VAR, sędzia przyznał Podbeskidziu rzut karny po zagraniu ręką Pawła Baranowskiego, za moment Goku po profesorsku wykonał "11"...

Koniec emocji w czwartkowy wieczór? Bynajmniej! W 94. minucie arbiter wskazał "na wapno" ponownie, z tą jednak różnicą, że to gospodarzom przyszło egzekwować stały fragment. I w tej sytuacji górą nad bramkarzem był strzelec - konkretnie Szczepan. Oba zespoły grały jeszcze kilka minut, ale nie zamierzały ryzykować tego, na co ciężko wcześniej pracowały. A zatem - remis numer 11. "Górali" w obecnym sezonie.