Coraz trudniej jest mi zrozumieć transferowe poczynania w Podbeskidziu. Następny Słowak? Pytanie to usłyszałem wczoraj kilkanaście razy. Drugie tyle znaków zapytania pojawiło się pewnie w kibicowskich komentarzach. Liczę raz, potem drugi... i jakkolwiek by nie liczyć to  wychodzi na to, że piłkarzy rodem ze Słowacji mamy dziś w składzie „Górali” aż siedmiu. W przybliżeniu – jedna czwarta część całej kadry pierwszego zespołu...

MN felieton Nie mam nic przeciwko Słowakom. Generalnie naród to sympatyczny, Polakom przyjazny, w pewnym sensie nawet bliski nie tylko z geograficznego punktu widzenia. Słowacy całkiem nieźle grają też w piłkę. Drużyny klubowe regularnie zaznaczają swoją obecność na europejskich boiskach. Wygrywa też reprezentacja, która sposób znalazła choćby na Hiszpanów. Nasi „bracia” mają więc powody do radości.

Słowacki kurs w Bielsku-Białej obrano przed sezonem 2007/2008. Trafili wówczas do Podbeskidzia Juraj Dancik i Martin Matus. Obaj bielskim kibicom na długo zapadli w pamięć swoimi dobrymi występami. I zapoczątkowali trend sięgania po swoich rodaków. Nie sposób stwierdzić w jakim miejscu byłoby obecnie Podbeskidzie, gdyby nie kolejne dwie słowackie postaci – Richard Zajac i Robert Demjan. Dziś to już ikony Podbeskidzia.

Słowaków wśród „Górali” przybywa obecnie niczym grzybów po deszczu. Michal Pesković i Pavol Stano pod Klimczok zawitali jesienią. Są i kolejni dwaj. Kristian Kolcak ma CV całkiem ciekawe. To oczywiście nie jest gwarantem sukcesów w Podbeskidziu. Zwłaszcza, że nie należy ponoć Słowak do ulubieńców trenera Leszka Ojrzyńskiego. Ba, krążą słuchy, że szkoleniowiec na pozyskanie tego piłkarza nie wyrażał wcale szczególnych chęci. Robert Mazan awizowany jest jako największy talent na słowackich boiskach w ostatnich latach. Niespełna 21 „wiosen”, lewa noga, niemal „setka” meczów w słowackiej elicie. Czas pokaże.

Sprowadzenie kolejnych Słowaków do Podbeskidzia samo w sobie nie jest zagrożeniem. Tym bardziej, że akurat nowe nabytki to bynajmniej nie zawodnicy przychodzący tu na piłkarską emeryturę. Martwi natomiast, że od dłuższego czasu nie stawia się na młodzież (o wychowankach już nie wspominając). Rozmawiałem ostatnio z trenerem Włodzimierzem Małowiejskim, swego czasu koordynatorem grup młodzieżowych w klubie. Jak tu nie wierzyć doświadczonemu szkoleniowcowi, który mówi – a to opinia w żadnym stopniu nie odosobniona – że talentów w beskidzkim regionie wcale nie jest mniej niż choćby w Wielkopolsce, gdzie Małowiejski miał swój udział w tworzeniu fundamentów pod piłkarską akademię Lecha. A już na pewno mamy „materiał” ciekawszy od Słowaków.

Problemem jest polityka klubu. Bo na swoich nie stawia się prawie wcale, a jeśli już to na krótką metę. Damian Byrtek będąc w Podbeskidziu zwiedził całą Polskę. Mariusza Mikodę do uprawiania futbolu skutecznie zniechęcono. Damian Nowak czy Mateusz Janeczko zostali odstawieni za szybko, bo nie okazali się zbawieniem Podbeskidzia w swoim „tu i teraz”. Mateusza Kupczaka też nie traktuje się poważnie. Promyk nadziei pojawił się, gdy pozyskano młodego Gracjana Horoszkiewicza – wprawdzie nie „swojaka”, ale utalentowanego i rokującego obrońcę. Znakomicie zagrał jesienią przeciwko Lechowi. Dziwi, że więcej szans nie dostał. Zadbano za to, by konkurencję miał jeszcze większą. Nie zdziwiłbym się, gdyby go... wypożyczono.

Zastanawia więc o co w tym wszystkim chodzi? O kasę? W wyłącznie czysto piłkarskie aspekty wierzyć trudno. Pamiętamy, że słowackie „strzały” nie zawsze były celne. Urban, Mravec, Piter-Bucko, Rybansky – do Podbeskidzia wnieśli niewiele.

Marcin Nikiel Redaktor Naczelny Portalu SportoweBeskidy.pl