
Powrót godny wicelidera
Do spotkania z Iskrą Pszczyna znacznie wyżej notowana w tabeli ekipa z Landeka przystępowała w roli zdecydowanego faworyta.
Jak można było się tego spodziewać, gospodarze w mecz domowy weszli z animuszem. Ofensywne usposobienie przełożyło się na sytuacje, ale nie na strzeleckie łupy. W 6. minucie główka Mariusza Bojarskiego poszybowała nad bramką, zaś zarówno w 28., jak i 35. minucie defensorzy Iskry interweniowali w porę po strzałach Konrada Bukowczana i Kamila Bezaka.
Pszczynianie nieszczególnie defensywę Spójni absorbowali, toteż niemałym szokiem było zdarzenie z 55. minuty. Na strzał z okolic 30. metra zdecydował się Łukasz Mąka i choć próba nie zwiastowała niczego groźnego, to po koźle futbolówka całkowicie Łukasza Krzczuka zmyliła. Faworytowi przyszło odrabiać stratę, z czego doskonale się wywiązał. W 70. minucie to miejscowym dopisało szczęście, bo uderzenie z rzutu wolnego Damiana Nieśmiałowskiego z daleka przelobowało golkipera Iskry. Swoją rolę przy bramce na 1:1 odegrał... wiatr. Nie minęło pełne 120. sekund, a landeczanie znów gola fetowali. Daniel Sobas popędził lewym skrzydłem, dograł do Pawła Sękowskiego, który z bliska przytomnie wcelował do siatki.
Wynik 2:1 nie dawał pełnej kontroli gospodarzom, na całe jednak szczęście nie dopuszczali do spięć we własnej „16”. Gdyby natomiast w 75. minucie Sobas strzelił nieco precyzyjniej, a nie w golkipera Iskry, a w 78. minucie Daniel Gryman zrezygnował z rozwiązania siłowego przenosząc piłkę wysoką nad poprzeczką, to w Landeku kibice z większym spokojem przyglądaliby się końcowym minutom potyczki. Te niczego finalnie nie zmieniły w kwestii rozdziału punktów. – Wygraliśmy zasłużenie, ale nie było to tak pewne i przekonujące zwycięstwo, jak sytuacja w tabeli i różnica między nami a Iskrą – ocenia trener Krystian Odrobiński.