Najpierw półwolejem z 14. metra piłkę w siatce LKS-u Tworków ulokował Mateusz Kubica, a następnie skuteczną dobitkę wykonał Wiktor Borowicz – tak to w 35. minucie ekipa z Wilkowic „odjechała” przeciwnikowi na dystans 2 goli... Zmiany na niekorzyść gospodarzy nic nie zapowiadało, bo owszem w 40. minucie przyjezdni o trafienie kontaktowe się postarali, ale wcale nie musiało ono zostać zaliczone. Grzegorz Juraszek interweniował po rzucie rożnym, a sędzia zmagań uznał, że drugie z uderzeń wykonanych przez zawodników z Tworkowa minęło linię bramkową.

– Po przerwie nie wyszliśmy z szatni w porę na boisko i zanim się obejrzeliśmy, już przegrywaliśmy – opowiada Krzysztof Bąk, trener wilkowiczan, którzy przyjęli 2 znaczącej wagi ciosy. Wyrównanie gości stało się faktem po ograniu przy linii bocznej Filipa Gawrysia, nieco później pechowo ręką w „16” zagrał Dawid Kruczek, a rzut karny został zamieniony na bramkę dającą piłkarzom LKS-u prowadzenie 3:2. Taki stan rzeczy pozwolił drużynie będącej „z przodu” cofnąć się i bronić skromnej zaliczki. Plan się powiódł – także dlatego, że futboliści GLKS Nacomi razili nieskutecznością. Z najbliższej odległości pomyłkę zaliczył Kruczek, a dogodne szanse Macieja Marca czy Dominika Kępysa również spodziewanego efektu nie przysporzyły.

– Ogólnie nie był to mecz najwyższych lotów. I żal, że skończył się tak, a nie inaczej, bo dobrze się dla nas układał. Przespaliśmy jednak jego ważny fragment – wyjaśnia Bąk.