Z jednej strony, ostatnią porażkę piłkarze Podbeskidzia odnieśli 4 września, gdy przed własnymi kibicami ulegli Ruchowi Chorzów 0:1. Z drugiej natomiast, kto wie, gdzie byliby Górale w tabeli, gdyby nie remisy w meczach, które z pewnością były do wygrania oraz gdyby bielszczanie grali dwie, równe połowy. W meczu z Arką mieliśmy "dzień świstaka" ze spotkania z Resovią. Do przerwy podopieczni Dariusza Żurawia przegrywają 0:2, aby po zmianie stron doprowadzić do remisu, a ponownie w rolę "strażaka" wcielili się Roman Goku oraz Kamil Biliński. Co ciekawe, był to 5-ty wyjazdowy remis Podbeskidzia z rzędu... 

 

 

Jeśli chodzi o same wydarzenia boisko, powiedzieć, że Górale zagrali słabo w pierwszej połowie, to jak nie powiedzieć nic. Już w 10. minucie defensywę gości postraszył Karol Czubak, lecz z jego strzałem dobrze poradził sobie Matvei Igonen. 120 sekund później golkiper Podbeskidzia był już bezradny, gdy Czubak wykorzystał dośrodkowanie Kacpra Skóry. Gospodarze poszli za ciosem i w 31. minucie znów cieszyli się z bramki. Tym razem z rzutu karnego, podyktowanego za zagranie ręką przez Daniela Mikołajewskiego, celnie uderzył Hubert Adamczyk. 

 

Nie było zaskoczenia, druga połowa to zupełnie inny obraz drużyny Górali. Już w 50. minucie sygnał do odrabiania strat dał wspomniany Goku, który precyzyjnie przymierzył po tzw. długim słupku po dograniu od Bilińskiego. Ten drugi do remisu doprowadził w 80. minucie, gdy wykorzystał "11" po faulu na Krzysztofie Drzazdze. Ten z kolei chwilę wcześniej został zatrzymany przez bramkarza Arki w sytuacji sam na sam.