Po prawdzie, z dziennikarskiego punktu widzenia, chyba lepiej opisuje się mecze takich drużyn, jak np. GLKS WIlkowice, Podhalanka Milówka czy Błyskawica Drogomyśl. Nie ma nic przyjemnego w patrzeniu na grę Podbeskidzia, a co dopiero w pisaniu o niej! Wspomniane wyżej drużyny przynajmniej walczą na boisku. Dziś w grze "Górali" nie było tego widać. Ale nie będziemy narzekać, jak np. Bogdan Kłys, który żalił się ostatnio na konferencji na Facebooku. - Jeśli kibice myślą, że bycie prezesem jest łatwe, przyjemne i bezstresowe, to są w błędzie. Cóż, już w starożytności Konfucjusz stwierdził: "Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu". Do przemyślenia. 

 

Gwoli jednak uspokojenia fanów Podbeskidzia, którzy licznie udali się do Tychów, wszystko jest pod kontrolą. Prezes Podbeskidzia powiedział na wspomnianej konferencji, że przed bielszczanami cztery mecze prawdy. Zostały więc jeszcze trzy. Wszystko pod kontrolą. Tak jak z planem trzyletnim powrotu do ekstraklasy.

 

A tak już serio. Pytanie brzmi, gdzie zespół z Bielska-Białej wówczas - po tych kolejnych trzech meczach - będzie w ligowej tabeli? 

 

Wypadałoby jednak napisać coś o samym meczu. Oszczędźmy sobie tej nieprzyjemności do minimum. W 12. minucie Bartosz Śpiączka, zupełnie niekryty, wykorzystał dośrodkowanie z rzutu wolnego. Następnie instynktem strzeleckim wykazał się Jan Hlavica. Pech chciał, że trafił do własnej bramki (aż przypomniały się złote czasy Julio Rodrigueza). W 49. minucie wynik na 3:0 ustalił Krzysztof Machowski, wykorzystując nieumiejętność bramkarza Podbeskidzia w aspekcie parowania piłki (tu przypomniały się czasy Ladislava Rybanskiego).