Mizernie przedstawiał się dorobek domowy Podbeskidzia w dotychczasowych meczach tego sezonu. Z 6 meczów zdołali wygrać tylko ten przeciwko zespołowi GKS-u Katowice, ale było to w sierpniu. Bielskim kibicom długo przyszło więc czekać na kolejne zwycięstwo. Zapewnił je nie kto inny, jak Kamil Biliński. Snajper "Górali" popisał się mierzonym uderzeniem po otrzymaniu podania od Romana Goku. Ta właśnie akcja rozstrzygnęła losy wyrównanego starcia na rzecz podopiecznych Dariusza Żurawia.
 


Nie można jednak pominąć faktu, że obrót spraw wcale nie musiał przybrać optymistycznego wariantu z perspektywy Podbeskidzia. Już po 55. sekundach bramkarz miejscowych Matvei Igonen miał na koncie dobrą interwencję, gdy odbił strzał Sergija Krykuna na bliższy słupek. Po kwadransie zagrożenie stworzyli również bielszczanie, ale Maciej Gostomski w podobnej sytuacji zatrzymał Jeppe Simonsena.

Konfrontacja nabrała rumieńców po pauzie. Wpierw atakowali gospodarze, by odnotować próbę Bilińskiego z 48. minuty, zwieńczoną obroną golkipera Górnika. W 64. minucie bliski szczęścia był Tomasz Jodłowiec, który podanie Michała Janoty zamienił na strzał w słupek. Łęcznianie w odpowiedzi dążyli do wyrównania, kilkukrotnie groźnie wrzucali piłkę w pobliże bramki "Górali". Zaś w 82. minucie Karol Podliński sprawdził umiejętności Igonena. Na całe szczęście w końcówce meczu Podbeskidzie mądrze grając uniknęło ofensywnych akcji konkurenta.