Jest jakoś tak inaczej w naszym regionie dzięki Mistrzostwom Świata. Można narzekać, że nasze boiska w regionie zostały zaskoczone przez ulewy,  przez co np. Portugalczycy musieli trenować na sztucznym boisku. Można marudzić, iż frekwencja, oprócz wcześniej wspomnianego meczu, nie dopisuje. W końcu jednak mamy namiastkę takiego prawdziwego futbolowego świata. A ten, nawet jeśli ktoś nie chce przyjąć tego do świadomości, jest wielokulturowy. Ja tam się cieszę z widoku przykładowo kibiców Portugalii chodzących po Starym Rynku w Bielsku-Białej. Znałem to wcześniej tylko z największych polskich miast, a jak wiadomo stolica Podbeskidzia potentatem jeśli chodzi o wielkość nie jest. Nie zapominamy także o pobliskich miejscowościach, jak np. Ligota, która gości uczestników Mundialu na swoich obiektach treningowych.

Pisząc inaczej miałem na myśli, iż zrobiło się nam tutaj tak międzynarodowo. I bardzo fajnie! Ale zaraz, zaraz ... Przecież można rzec, że jest tak co tydzień. Popatrzmy na ostatnią kolejkę Bielskiej Ligi Okręgowej. Juan Pablo Alvarez Munera, zawodnik rodem z Kolumbii znowu strzela. Czech Jiří Pilch wyrasta na lidera Cukrownika - także swój dobry występ okrasił trafieniem. W IV lidze Ilya Nazdryn-Platnitski zdążył już sobie wyrobić renomę. Ukrainiec Mykhailo Lavruk w szeregach Spójni również zbiera pozytywne recenzje. Obaj piłkarze w miniony weekend zdobyli bardzo ważne bramki dla swych ekip. 

Może więc to ten Mundial tak wpłynął na naszych "stranieri"? Ich historia w Beskidach jest długa, i nie zawsze usłana różami. Afrykański rynek przeczesywać lubił klub z Pewli Małej. Tamtejszy LKS występował w bielskiej "okręgówce", na murawie mogliśmy oglądać Mouhamadou Khalifa Sadio, Progressa Musepę czy Patmore Shereniego. W Koszarawie występował  David Chipala. Pamiętamy iście międzynarodową mieszankę Skałki Żabnica. No było tych przypadków sporo, w czym jednak rzecz ... 

Teraz wydaje się, iż lokalne kluby skończyły z przeczesywaniem zagranicznych rynków (ależ to absurdalnie brzmi, pisząc o "okręgówce"). Nie ma już takiego trendu, żeby mieć czarnoskórego w drużynie, a były też takie czasy. Wszystko to odbywa się naturalniej. Nie ma już to charakteru postkolonialnego. "Stranieri" nie czują, że grają tu na siłę, dobrze się asymilują, są ważnymi ogniwami szatni, a dowodem, że to właśnie jest właściwy kurs są ich dobre występy.