Tylko początkowy fragment meczu był w wykonaniu Podbeskidzia udany. W 8. minucie przedwcześnie gospodarze cieszyli się z gola, bo strzelający Kamil Biliński ewidentnie pomógł sobie ręką. Bliscy szczęścia byli w 19. minucie Roman Goku czy w 26. minucie Maksymilian Sitek. Obie sytuacje były nieco szczęśliwe – Hiszpana zatrzymał jeden z obrońców „Białej Gwiazdy”, młodszy z kolegów z drużyny uderzył mocno po ziemi, ale wprost w Mikołaja Biegańskiego.

Wisła nie pozostawała dłużna. Już w 3. minucie refleks Matveia Igonena sprawdził Tachi próbą zza „16”. Niebawem ponad poprzeczką uderzył niepilnowany James Igbekame. Goście do samego końca wierzyli, że na przerwę udadzą się z zaliczką i... tak się stało. Najpierw Miguela Villara golkiper „Górali” zastopował, ale po kornerze futbolówka trafiła pod nogi Dawida Szota, który z kilku metrów huknął mocno obok słupka.

Gdyby w 48. minucie strzału głową Iwajło Markova nie odbił Biegański, być może Podbeskidzie byłoby w stanie coś wskórać. Ale uczciwie rzecz oceniając argumentów ku temu nie było. W 50. minucie Igonen obronił kolejny dziś strzał Igbekeme, ale nic do powiedzenia nie miał w 53. minucie, gdy mimo asysty Mateusza Wypycha futbolówkę do siatki wpakował Angel Rodado. Hiszpański snajper błysnął solową akcją także w 70. minucie, kiedy podopieczni Dariusza Żurawia zostali ostatecznie sprowadzeni do parteru. W pełni zasłużenie, gdyż sami radzili nieporadnością w ofensywie. Potwierdzeniem wyborna okazja z 80. minuty i przegrane pojedynki Bilińskiego do spółki z Goku z golkiperem Wisły.

Kibice w Bielsku-Białej, a zgromadziło się dziś ich na Stadionie Miejskim niemal 14 tysięcy, oklaskiwać mogli od 83. minuty powracającego do gry Jakuba Błaszczykowskiego. „Górale” na oklaski nieszczególnie zasłużyli. Na 2. kolejki przed końcem rozgrywek ich strata do 6. miejsca w tabeli wydaje się zbyt duża, aby ziścił się cud.