Uciekli spod "topora". I to w jakim stylu!
Sprawdziły się przedmeczowe zapowiedzi oparte na historii spotkań obu ekip - mecz między LKS-em Goczałkowice-Zdrój a Rekordem dostarczył sporo emocji!
"Goczały" to ekipa, która ewidentnie "leży" drużynie Rekordu. W szóstym oficjalnym spotkaniu bielszczanie odnieśli piątą wygraną. Był jednak moment w meczu, że nic na zwycięstwo biało-zielonych się nie zapowiadało, jednak ci w końcówce pokazali kunszt i szczyptę wyrachowania.
Spotkanie źle ułożyło się dla gości. W 7. minucie Szymon Gemborys przytomnie znalazł Krzysztofa Kiklaisza, a ten z zimną krwią pokonał bramkarza Rekordu. "Rekordziści" - co zrozumiałe - rzucili się do odrobienia straty i obiektywnie byli zespołem mającym optyczną przewagę. Bliski doprowadzenia do remisu był Tomasz Nowak, który sprytnym lobem z dystansu próbował zaskoczyć bramkarza LKS-u - bezskutecznie. To, co nie powiodło się doświadczonemu pomocnikowi, udało się w 20. minucie Danielowi Świderskiemu, który wykorzystał błąd w obronie gospodarzy. Decydujący "głos" w pierwszej połowie należał jednak do piłkarzy LKS-u. W 45. minucie ponownie z trafienia cieszył się Kiklaisz, ponownie po akcji Gemborysa.
Po przerwie "rekordziści" konsekwentnie realizowali plan założony przez Dariusza Mrózka w szatni, jednak trochę czasu musiało minąć, aby przyniosło to "owoce" w postaci bramek. W końcu jednak goście znaleźli "remedium" na defensywę LKS-u. Z premierowego trafienia w barwach Rekordu cieszył się w 72. minucie Kacper Gach, który chwilę wcześniej zameldował się na placu gry. Na tym jednak piłkarze Rekordu nie zamierzali poprzestać i w 88. minucie przechylili szalę wygraną na swoją korzyść. Michał Bojdys uprzedził Klaudiusza Mazura i głową ulokował piłkę w siatce po dośrodkowaniu Filipa Walusia.