Odpowiedź na postawione w tytule pytania nie jest wcale jednoznaczna. Obie drużyny podzieliły się w niedzielny wieczór bramkami i punktami. Z jednej strony piłkarzom Podbeskidzia towarzyszyć może niedosyt, bo to oni po dwakroć obejmowali w Niecieczy prowadzenie. Z drugiej spotkanie kończyć musieli w osłabieniu personalnym, a gospodarze nabrali wówczas apetytów na zgarnięcie kompletu.

Podbeskidzie po raz pierwszy cieszyło się z gola w 31. minucie w następstwie kontry. Rozprowadził ją Goku Roman, który dobrze dojrzał wychodzącego w kierunku bramki Emre Celtika, a ten strzałem po ziemi pokonał Tomasza Loskę. 10. minut później nastąpiła riposta Termaliki Bruk-Betu. Defensorzy bielskiego zespołu nie wykazali się zrozumieniem, za to Kacper Karasek finalizacją z okolic 7. metra już tak. Przerwa upłynęła mimo wszystko tak, jak podopieczni Dariusza Żurawia tego oczekiwali. W 43. minucie rajd Jeppe Simonsena głową zamknął kapitan Kamil Biliński.
 


O ile w premierowej odsłonie pozytywy w grze "Górali" były, tak po zmianie stron zabrakło zwłaszcza ofensywnych argumentów. W 62. minucie padł także gol dla mocnych u siebie niecieczan. Ezequiel Bonifacio w "16" dotknął futbolówki ręką, arbiter podyktował rzut karny, którego spożytkował Muris Mesanović. Istotnym momentem tej części była zarazem akcja ratunkowa Julio Rodrigueza z 84. minuty. Defensor Podbeskidzia obejrzał "cegłę", ale na szczęście ta kara nie okazała się brzemienna w skutkach. Groźne uderzenie Artema Polarusa z rzutu wolnego wyłapał Matvei Igonen.

Podbeskidzie dopiero po raz 2. w tym sezonie podzieliło się z rywalem punktami, jednakże w tym przypadku można mówić o małej serii, wszak poprzednio remisem zakończyła się konfrontacja z ŁKS-em Łódź. Trwa zarazem passa meczów bez przegranej po objęciu drużyna przez trenera Żurawia.