„Bezsprzecznie hitem 17. kolejki bielskiej "okręgówki" była konfrontacja lidera ze Skoczowa z wiceliderem z Ustronia. Szlagierowa potyczka okazała się być... bezowocna” – to wstęp artykułu odnoszącego się do wczesnowiosennych derbów, które pomimo braku goli nudne nie były. A to choćby z racji jednego pamiętnego zdarzenia... „Obie drużyny badały się, rzadko decydując się na zaatakowanie świątyni rywala. Wreszcie na odwagę zebrał się Wojciech Struś, który wdarł się w pole karny, w którym został nieprzepisowo powstrzymany. Jakub Tekieli bez wahania wskazał na "wapno". Do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł Łukasz Zaremski, który... zapomniał, że Barcelona leży na Półwyspie Iberyjskim, a nie w Beskidach. Kapitan ekipy ze Skoczowa rzut karny postanowił bowiem rozegrać w stylu... Leo Messiego, tyle że z... Wojciechem Padło, lecz uderzył zbyt flegmatycznie. Odbita piłka spadła pod nogi Zaremskiego, który był w tym momencie na pozycji spalonej”. CZYTAJ WIĘCEJ

Do nie lada zaskoczenia doszło w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie faworyzowany MRKS nie zdołał pokonać pałętającego się wówczas w „dolinach” tabeli Maksymiliana Cisiec. „Niezawodny snajper Maciej Figura wykorzystał złe rozegranie piłki przez defensorów MRKS-u i indywidualną szarżą oraz dokładnym uderzeniem po ziemi zmusił do kapitulacji Wojciecha Rogalę. Co ciekawe, był to premierowy ofensywny wypad Maksymiliana, wcześniej bezowocnie swoje akcje konstruowali gospodarze. W 20. minucie czechowiczanie mogli zaliczyć kolejnego „gonga”. Autor trafienia na 1:0 stanął „oko w oko” z golkiperem rywali, lecz strzał trafił w głowę Rogali” – czytamy w relacji z meczu, który przyniósł na finiszu podział zysków, co dziś brzmi doprawdy irracjonalnie... „Po meczu mogło być w 87. minucie. M.Figura po długim wykopie Łysonia znalazł się sam przed bramkarzem, ale jego strzał odbił się od słupka. Gospodarze uwierzyli, że mogą coś jeszcze ugrać i... w ostatniej akcji konfrontacji dopięli swego. Aut wykonywał Putek, poważny błąd popełnił bramkarz gości, który piłkę z rąk wypuścił, a w okolicach 11. metra czyhał na to Mateusz Żyła. Lider MRKS-u zrobił dokładnie to, co w tak ważnym momencie do niego należy. Czechowiczanom dopisało szczęście, ale i tak o pełni zadowolenia mówić nie mogą, wszak w starciu z drużyną plątającą się w dolnych rejonach tabeli „okręgówki” mieli zakusy na powiększenie dorobku o pełną pulę”. CZYTAJ WIĘCEJ

Rzuty karne pogrążyły z kolei III-ligowy LKS Czaniec pod wodzą Ryszarda Kłuska. Jak nadmienialiśmy (…) „W Czańcu kibice nie byli świadkami szczególnie ciekawego widowiska. Duży wpływ miało na to boisko, które uniemożliwiało jakiekolwiek składne konstruowanie akcji zaczepnych. Pierwsze 20 minut w wykonaniu gospodarzy było w miarę przyzwoite. Utrzymywali się długo przy piłce, lecz brakowało strzałów, które zmusiłyby do interwencji golkipera Ruchu. Do stałych fragmentów ograniczali się piłkarze ze Zdzieszowic i wiele wskazywało, że losy punktów rozstrzygnąć może jeden gol. Ten przed przerwą padł. W 38. minucie arbiter w kontrowersyjnych okolicznościach dopatrzył się faulu w polu karnym. Pewnym egzekutorem „11” okazał się Mateusz Szatkowski. Nie ma wątpliwości, iż trafienie to ustawiło przebieg dalszej części meczu...”. CZYTAJ WIĘCEJ