Tytułowy kopiec oraz Liga Mistrzów to dwa bieguny spajające historyczną klamrą 20 lat istnienie Beskidzkiego Towarzystwa Sportowego Rekord, wcześniej Lipnik. Z okazji jubileusz powstała książka autorstwa Jana Pichety pod tytułem „Spod kopca do Ligi Mistrzów”. Jej fragmenty na naszych łamach będziemy systematycznie przytaczać, zachęcają tym samy do nabycia unikatowej pozycji. ksiazka rekord Dzisiaj przytaczamy wypowiedzi osób z klubem związanych traktujące o sławetnej, zielonej „nysce”, którą drużyna jeździła na mecze.

Dariusz Kubica: - Klub „rozkręcał” Piotrek Piechówka – także przy pomocy swych czterech kółek. Miał wtedy zieloną „nyskę”, którą jeździliśmy na treningi i mecze po całej Polsce.

Andrzej Szal: - Wyjazdy były okrutnie dalekie i męczące. Do Gniezna jechaliśmy osiem godzin w jedną stronę. Teraz w taką podróż w życiu bym nie pojechał...Gdy „flagowy okręt” klubu przypłynął pod halę MOSiR-u w Chorzowie, red. Andrzej Zydorowicz patrzył zszokowany, ile osób zmieściło się w jego wnętrzu. Przyzwyczajony do podróży samolotowych na mecze Bundesligi Grzegorz Więzik chciał wysiadać w połowie drogi.

Grzegorz Więzik: - Z tym wysiadaniem w połowie drogi to oczywiście przesada! Nie było dla mnie zaskoczeniem, że jedziemy „nyską”. Pochodzę ze wsi, z Łodygowic Górnych. Na mecze seniorów LKS Słowian szedłem czy dojeżdżałem rowerem jako 14-letni chłopak. Nie było dla mnie różnicy, czy latałem samolotami, czy dojeżdżałem „nyską”. Wiedziałem, że jadę zagrać mecz i pomóc kolegom. Bez różnicy, czym się jedzie, gdyż w środku było miło, a wtedy nie odczuwa się uciążliwości. Jeśli jest dobra atmosfera, na szczegóły nie zwraca się uwagi.

Janusz Szymura:Według klubowej legendy, słynna "nyska" skończyła karierę, gdy prowadzący ją Adam Piechówka zrobił skręt w prawo, a karoseria pojechała prosto. Skończyła się wtedy cała epoka. Potem był biały ford kupiony już przez informatyczną firmę Rekord – tylko na dziewięć osób.